Spooxterium pisze:Nemek jaki rozkoszniak

Staszek jaki przystojniacha

podobny do mojego smarkota

Twój też czarny młodziak. Choć młodszy pewnie ponad rok? Staś i Zosia, jak szacuję, skończyli 2 lata na przełomie kwietnia i maja. Czarne koty są piękne. Wiem coś o tym, przez ponad 13 lat jeden taki absztyfikant codziennie przebiegał mi drogę

No ładny ma Nemek brzuszek, nie powiem, że nie. A spać na plecach potrafi nawet godzinę. Nauczyłam się już, żeby brzuszka jednak nie ruszać wtedy
A ja znów z opowieścią. Bo nie może być spokojnie...
Opowieścią o ptakach. Ptaku. Jerzyku.
Mamy "gniazdko" (otwór w elewacji pod resztką starej rury spustowej) 1-1,5 m od okna, mniej więcej na wysokości nadproża. Mieszkamy tu 3. lato, 2 lata temu i w zeszłym roku lęgi odbyły się szczęśliwie, mam nadzieję, że tak będzie i tym razem, pewnie za 2 tygodnie jerzyki zaczną odlatywać. Gdzieś tam wstawiałam już
filmik, jak to u nas wygląda.
Dziś ok. wpół do 10 Nemek już nie był taki spokojny. Siedział w rogu na parapecie zewnętrznym, pchał łapy w siatkę, wypychał ją łebkiem, ogon chodził na boki, aż stukało. Nakrzyczałam (i co to dało? głupia ja

), zabrałam z parapetu, wyniosłam do dużego pokoju, zamknęłam okno. Wrócił w mgnieniu oka i stawał przy szybie, wkurzony. Postanowiłam wyjść na klatkę, żeby zobaczyć, co się dzieje. Gołąb w rynnie? Czasem przysiądzie, ale Nemezjusz NIGDY się wtedy tak nie zachowuje.
I co się okazało: na wysokości naszego parapetu między rurą spustową a elewacją siedział jerzyk. Utknął tam, podejrzewam, że źle wycelował - gniazdko jest wyżej o mniej więcej wysokość naszego okna. To ile - maksymalnie 1,8 m. Spanikowałam. Jak na złość Krzysiek wyjechał rano i wróci wieczorem. Zadzwoniłam do nowej Fundacji, która ptakom pomaga. Nikt nie odbierał, sobota rano, co się dziwić (dziewczyna oddzwonił ok. 3 godziny później, opowiedziałam jej całą historię). Sąsiad schodził z góry, kiedy miotałam się przy tym oknie. Podumał, poszedł. Czego się spodziewałam? Z duszą na ramieniu zadzwoniłam na 112. Bo na Straż Miejską - nie, dziękuję

Trafiłam na konkretnego dyspozytora, przyjął zgłoszenie, powiedział, że zgłosi Straży Pożarnej.
Po 2 minutach telefon, dzwonił strażak z naszej lubelskiej Komendy. Zaczął, że dużo zgłoszeń (jasne, rozumiem), jednak chyba słysząc panikę w moim głosie, powiedział, że już dysponuje wóz. Czekałam na ulicy, pewnie mniej niż 10 minut później - słyszę syreny. No ale przecież to nie do mnie. Straż drabiniastym wozem. Ale przecież nie do mnie, na syrenie?? Pojechali dalej (mieszkamy przy skrzyżowaniu z jedną z głównych ulic)... a za kilka sekund wyłączyli syreny i cofają. Zaczęłam machać, że tutaj, tutaj! Czterech osiłków. Do małego ptaka?

I teraz najlepsze. Oni myśleli, że jadą do... jeża. Czy dyspozytor z alarmowego tak im przekazał? Czy oni myśleli, że JEŻ utknął na wysokości 3. kondygnacji? Cóż... Dowcipom nie było końca, ale się odpłacałam. Szczególnie jeden młodzieniec taki żartowniś. Pogadaliśmy, co zrobić, musiałam przekonać, że jerzyk na pewno nie odleci w takiej sytuacji, że pomoc jest niezbędna. Złożyli 3 drabiny, jednak całość okazała się trochę za krótka. Dołożyli taki 3-szczeblowy kawałek. Kiedy stawiali ją do pionu, stuknęli w rurę - jerzyk opadł z 30 cm, cały czas czepiając się pazurkami tynku. I znów żartowniś, że mogliśmy po prostu walnąć porządnie w rurę. Taaak… Ten, który szykował się do wejścia, pyta, co z nim zrobię, kiedy mi go zniesie. Poinstruowałam, że ptak sam odleci, kiedy rozłoży dłoń. O ile jest (ptak) zdrowy. A co, jeśli nie jest zdrowy? Pójdzie do doktora (to znów żartowniś). Na szczęście jerzyk okazał się zdrowy, odleciał. Podziękowałam wszystkim i każdemu z osobna. Złożyli drabiny i pojechali.
Zastanawiam się, co byśmy zrobili z Krzyśkiem. Z okna klatki do nieszczęśnika było jakieś 3-3,5 m. Czy rozłożyć wędkę i próbować go trącić? Czy w końcu poodpinać naszą siatkę i trącić go krótszym kijem, np. od szczotki? Jednak czy trącenie by coś dało oprócz skrajnego zestresowania ptaka? One przecież czasem czepiają się pazurkami elewacji, drzewa. Mogą odlecieć, bo mają przestrzeń, żeby rozłożyć skrzydła. Ten nie miał. Więc czy nasza "pomoc" coś by dała?
Mam nadzieję, że kolejny sezon jerzykowy zakończy się szczęśliwie. Bo zestaw słów "święty spokój" znam, jak najbardziej. Jednak nie z autopsji... Po dzisiejszej "przygodzie" dołączam do tych, którzy ufają służbom mundurowym, jednak tylko w wydaniu Straży Pożarnej. Bo, jak się przekonałam nie raz i nie dwa, a i ostatnio całkiem niedawno: na Policję czy Straż Miejską lepiej nie liczyć
Zdjęcie sytuacji, robione przez zamknięte niezbyt czyste okno klatki schodowej:
