Słuchajcie - wczoraj będąc nieco
zwolnioną po prochach uznałam, że porządna porcja suchego[na oko jakies pół szklanki], ulubionego suchego z żurawinką

nasypana rano styknie do popołudnia czyli do pory saszetki. Koło 13 zarejestrowałam smętnie i milcząco[?!] siedzącego nad nietkniętą porcją kota. Żadnych wrzasków, dopominania sie - NIC. Tylko TAAAKI SMUTEK, że kamien by zapłakał
Zwlokłam się z łoża boleści i powiedziałam "saszetkę kotku?", otrząsnął sie z zadumy i podreptał za mną chyba nie bardzo wierząc w to co się dzieje
A potem już nad miską zaczął SZCZEKAĆ

tak jak szczeka na ptaki
