Po intensywnym kocim przedpołudniu, pochłoniętych prawie 2 puszkach animody i walce "kto komu upoluje ogon" chłopaki zdecydowały rozwalić się na kanapie i pozażywać słonecznych kąpieli. Efekt mnie rozczulił, rozbroił i zamiast siedzieć w papierach siedziałam obok z aparatem...








Nie ma nic przyjemniejszego niż widok kota rozleniwionego słońcem.
Pamiętam wakacje na wsi i wielkie grube kociska rozłożone na czerwonym drewnianym płocie. I to jest właśnie doznanie metafizyczne. Zwykłe, niezwykłe na tyle żeby zapamiętało je 5 letnie dziecko.
Mruczą mi. Oba futra na raz. Na dwa głosy mi mruczą. I właśnie dlatego zwierzętom należy się miłość bezgraniczna ocierająca się czasem o chorobliwą i obsesyjną, trudno, warto właśnie po to żeby patrzeć jak one ją przyjmują, nie marnując ani "kropelki" ... Ależ mnie wzięło, to chyba przez te futra, mruczenie i zdjęcie Pana i Władcy na biurku.
Pogłaskajcie futrzaki swoje Ciotki i powiedzcie im że nowe pokolenie rośnie ku chwale
