Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Blekitny.Irys pisze:A propos zjadanie latających.
Kilka dni temu Irysek zaczął często odksztuszać, kaszleć.
Zajrzałam w pychol i do gardła.
A paszydełko Irysek ma baaardo duże - w ogóle dużym kotem jest.
Nic. Znowu co jakiś czas odkaszliwanie.
Zaglądam. Miałam wrażenie, ze coś tam mignęło. Ale może mi się tylko wydawało ?
Dobra, telefon do weta - mam przyjechać.
Stoję w kuchni i dopijam kawę, transporter przygotowany. U moich stóp siedzi Irys. Znów atak kaszlu i cisza.
Patrzę w dół i widzę na podłodze coś jak czarny duży liść.
Irysek siedzi i patrzy na "to" z wyraźnym obrzydzeniem.
Podnoszę, a to motylek - duży, ze złożonymi skrzydłami.
Idę, żeby wyrzucić go za balkon.
Nagle coś drgnęło, poruszyło się na dłoni.
Dwa kroki dalej... motylek rozłożył skrzydła. Piękny - czarno- brązowo-karminowy.
Dochodzę do balkonu... motylek poruszył czułkami i rozprostował odnóża - oczy mam jak dwa znaki zapytania.
Motylek ma odrobinę starta "pozłotkę" ze skrzydełek, leciutko wystrzępione ich końce.
Stoję i myślę co dalej robić z motylkiem - on żyje.
Motylek zamachał skrzydłami i ODFRUNĄŁ. Pięknie poleciał błyszcząc w słońcu.
A ja zostałam na balkonie z otwarta buzią.
Telefon do weta, którego to wydarzenie nawet nie zdziwiło.
Irysek okazał się niereformowalny - dzień później wypluł jeszcze żywą muchę i ćmę.
Na razie spokój, nie reaguje na "latacze"...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 15 gości