Nie robilismy jeszcze biopsji- Jagielski chce poczekac, mowi ze 2 tygodnie nic nie zmienia a tego sporo jest do pobierania i bardzo gleboko pod skora- w miesniach, sciegnach... Trudno bedzie sie wbic, jest spora szansa ze sie nie trafi, a mozna cos uszkodzic przy okazji- Jagielski chce miec pewnosc, ze to jednak rak i w sumie juz sie bardziej nie zaszkodzi

Operacja w takim miejscu bylaby wielogodzinna, bardzo ciezka i trudna technicznie- procz guzow trzebaby wycinac czesc miesni, lopatek, wyrostki kolczyste kregow. Jesli nawet by przezyl, zostalaby ogromna rana, ktora ponoc i bez chorych nerek zle sie goi, dajac gigantyczne stany zapalne. A ponadto- przy tego typu nowotworze- ponad 70 % interwencji chirurgicznych jest nieskutecznych. To jeden z najgorszych, najbardziej smiertelnych nowotworow.
Szansa ze to odczyn nikla. Nie wyglada na odczyn, jest zbyt gleboko. Poza tym- my zauwazylysmy guz podczas gdy pod nim sa takie powroziki- to one sa najbardziej niebezpieczne, wydaje nam sie, ze one byly wczesniej, ale wygladaly dla nas jak sciegna czy cos...
Czekanie, czekanie...teraz 2 tygodnie, potem na biopsje kolejne... z tym, ze biopsja niewiele moze nam wniesc tutaj, jesli wyjda te wlokniako-miesaki bedziemy wiedzieli, jesli nawet nie wyjda- tez bedziemy wiedzieli niemal na pewno- jagielski mowi ze tak to wyglada a komorki nie zawsze w biopsji wychodza. Jest zle i nie zostawil nam wczoraj zludzen.
Luniaczek...On jest taki kochany, taki cierpliwy...Mruczy, mizia sie, przychodzi do mnie spac, pociesza lapeczka, bardzo delikatnie, po policzku....On bardzo chce zyc!