Po całym deszczowym dniu nastąpiła zmiana pogody.Wyszło słońce, zrobiło się cieplutko pojechałam więc z przyjemnością pod hutę.Nie brałam dużo jedzenia, bo wczoraj miałam mnóstwo, koty najedzone, psy się nie pokazują...No i się przeliczyłam

Koty na mnie czekały w liczbie większej niż zwykle, bo oprócz czarnuszków był i Kleks, co mnie ogromnie ucieszyło.Nawet Bryś się zjawił.Dla psów miałam kości i gotowaną porcję z kurczaka, jakąś saszetkę tak awaryjnie i tyle

.A tu z bramy wybiega Max z rudą sunią.Nie wiem, czy kiedykolwiek ktoś tak się cieszył na mój widok jak te pieski

Sunia nie wiedziała sama, co ma robić, kręciła się w kółko, merdała ogonem, miałam wrażenie, że zaraz da się pogłaskać, bo podchodziła bliziutko, tak na wyciągnięcie ręki

.Psy dostały natychmiast kości, bo wtedy dają spokój kotom.Te zdążyły się najeść, nie mogły jednak wylegiwać się na trawie jak zwykle, bo psy skończyły jeść i je pogoniły
Sowa była u siebie, ona mogła zjeść spokojnie.Piszę "ona", ale to chyba kocur.
Koło domku burasi spotkałam buraska, chyba to kocurek.Duży, dość chudy.Musiał być domowy i ufać ludziom, teraz zrobił się nieco nieufny, ale mogłam go pogłaskać.Nie wiedziałam, czy wyczuł, że w domku jest jedzenie, dałam mu więc na zewnątrz.Głodny był bardzo.Niestety, rozpoczął się jakiś bieg uliczny, pełno zawodników, policji i biedny buras się przestraszył, uciekł, ale myślę, że wróci i dokończy jedzenia.No, właśnie, pełno ludzi, jakieś służby porządkowe, a stara baba z rowerem wyciąga miski i słoiki, otwiera puszki ...itd

Nie jestem pewna, czy mnie przy okazji nie filmowano

Trudno, sportowa impreza, nie mam nic przeciwko, ale zwierzaki muszą jeść, prawda?