Niestety moich poszukiwań ciąg dalszy

I dziwna sprawa się wydarzyła - nie wiem co o tym myśleć. Jacyś ludzie powiedzieli mojej koleżance, że w dniu zaginięcia mojego czarnego kota mniej więcej w tej okolicy właśnie ok. godz. 20.00 czarny puchaty kot biegał po samochodach i pod nimi. Ktoś podobno wezwał straż miejską. Według tych ludzi kot ostatecznie został zagoniony do klatki schodowej i złapany. Oczywiście moja koleżanka natychmiast przekazała mi tę informację. Zadzwoniłam do straży miejskiej i dowiedziałam się, że żadnej interwencji tu nie było, a zresztą wszystkie zwierzęta i tak odwożone są na Paluch. Poprosiłam koleżankę, żeby w miarę możliwości popytała jeszcze tych ludzi, jak to było. I oni potwierdzili swoją wersję, że byli świadkami, jak kot był złapany i wynoszony z klatki. Dziś byłam na Paluchu i nie ma tam żadnego czarnego kocura. Czyżby ludzie byli tacy podli i tak sobie żartowali?