Dzisiaj pierwszy raz zmieniałam opatrunek (dodam jeszcze: pierwszy raz w życiu

). Nie obyło się bez kociego płaczu, bo żel na opatrunku w paru miejscach, mimo moich najlepszych starań, poprzyklejał się do futerka. Odmaczałam go bardzo, bardzo delikatnie, ale Ilsa twierdziła, że się nie starałam

.
Na moje oko rana wygląda lepiej, Njord na wszelki wypadek nie patrzył

.
Zrobiłam dzisiaj też drugi kubraczek, poszło zdecydowanie szybciej! Pierwszy właśnie schnie po praniu na balkonie.
Wczorajszy wieczór pracowicie odkażałam łazienkę, żeby móc ją zostawiać otwartą dla Ilsy (tam spędziła pierwsze dni, tam się chowa, gdy się czegoś boi, ale chciałam, żeby mogła swobodnie wchodzić i wychodzić. To powinno także przyspieszyć dogadanie się Ilsy z moją rezydentką (chociaż konfliktu żadnego nie ma, Wala udaje, że nie ma innych kotów w mieszkaniu

).
Ilsa wzięta na kolana jest miła i mrucząca, dzisiaj Njordowi wylizała też rękę

. Boi się jednak bardzo Różnych Niebezpiecznych Rzeczy: szumu wody w kranie, ekspresu do kawy, szybkich kroków, czasami też po prostu człowieka, zanim się spostrzeże, że to ktoś, kogo zna. Ale przychodzi do miseczki na cmokanie, w ogóle pełna miseczka to dla niej poważna sprawa i choć zazwyczaj, gdy ją zawołam, jest taki ułamek sekundy, gdy widać, że musi się przemóc, ale później podbiega w te pędy. Niedużo się rusza i niedużo się bawi, co oczywiście od czasu do czasu mnie martwi, ale później sobie przypominam, że niecały tydzień temu nie chciałam jej nadawać imienia, bo nie wierzyłam, że przeżyje... Więc musi mi na razie starczyć, że je, mruka, myje się i czasami u mnie na kolanach zapoluje na własny ogon

.