Nie miałam zamiaru krytykować, ani obrażać nikogo, tego z reguły nie robię.Wątek jest czytany przez wiele osób, dobra okazja, aby i innym uświadomić, jak radzić sobie z niesfornym kotem.Nie dotyczyło to tylko Ptysia i Balbinki.Sama próbowałam spryskiwacza do kwiatków , zupełnie nie skutecznie.Naprawdę zauważyłam,że po prostu trzeba przeczekać aż koty dorosną i nie będzie im się chciało łobuzować.Moje dwie rezydentki są już "parterowe", aktywność fizyczną ograniczają do spacerów do misek, kuwetek i posłanka.Nawet cieszę się, że energiczny Czaruś czasem je zaczepia, bo trochę się poruszają przynajmniej.Gucia była moim pierwszym kotem i kiedy jeszcze była mała i sama w domu, z nudów robiła różne rzeczy.Paru kubków już nie mam, kwiatków na parapecie również.Zawsze miałam bukiety świeżych kwiatów, nawet jakieś gałązki wkładałam do wody.Nie mam teraz.Nie wywracają wprawdzie wazonów, ale wyciągają rośliny i się nimi bawią

Małą Tolę ściągałam z karnisza, stamtąd przedostawała się na górę mebli i wykopywała ziemię z kwiatków, które tam stały. Dzisiaj już jej się nie chce łazić tak wysoko, dorosła i się uspokoiła.Tola była przez jakiś czas w domku, który nie radził sobie z tym.Karano ją, stała się nerwowa i zaczęła posikiwać.Wróciła do mnie i trochę trwało zanim stała się znów wyluzowanym, świetnym kotem.W nowym domku jest uwielbiana, jest grzeczna, spokojna.
Celem moich postów było uspokojenie, pokazanie, że naprawdę jedyną skuteczną metodą jest cierpliwość i czas.To tak jak z dziećmi.Przecież wystarczy raz odwiedzić podstawówkę na przerwie, wszystkie dzieci biegają i wrzeszczą, w liceum siedzą pod ścianami na korytarzu ze słuchawkami na uszach.Młodość ma swoje prawa.
Małgosiu, uspokój się.To męczące , wiem , bo miewałam kociaki.Naprawdę uspokoją się i być może będziesz latała z miską za nimi, bo nie będzie im się chciało pokonać paru metrów.