Dziewczyny - zwracam się do Dużych Januszka

- wiem, że jest Wam teraz ciężko, trudno radzić sobie z obecną sytuacją. Zapewne myślałyście, że weźmiecie sobie fajnego, ładnego, wyjątkowego kota, kt. będzie grzał Wasze kolana, dawał Wam radość, a tu od samego początku walka o jego życie. Znam to z własnego doświadczenia - też wzięłam kotkę (mój pierwszy kot), do kt. nie zdążyłam się przyzwyczaić, nie zdążyłam polubić, a musiałam borykać się z jej problemami zdrowotnymi od samego początku (trzeci dzień pobytu i zapalenie płuc). Jedna choroba przechodziła w drugą i tak przez siedem m-cy. Okazało się, że ma białaczkę. U weta bywałam codziennie, nawet 2 razy na dzień. Też były kroplówki, zastrzyki, tabletki - nawet nauczyłam się to wszystko aplikować małej, aby ograniczyć wyjazdy do weta. Dobijało mnie to i zniechęcało, nie mówiąc o obciążeniu finansowym. Miałam dwa kryzysy i nawet chciałam ją oddać, ale dzięki Bogu nie poddałam się i nie zrobiłam tego. Teraz nikomu nie oddałabym mojego kociego szczęścia.
Wasz Januszek jest super kotem (ma fajny charakter), poznałam go osobiście, choć krótko. Zwierzak wie, że człowiek jest mu życzliwy, że walczy o niego. Od kiedy ja wzięłam się w garść i naprawdę polubiłam moją Niki, jej stan zaczął się polepszać. Zdałam sobie z tego sprawę po czasie. Teraz mam "zdrową" kiciunię - owszem białaczka jest, ale bezobjawowa. Kotka jest szczęśliwa, to widać gołym okiem.
Januszek czuje Waszą dobroć, Wasze zaangażowanie, troskę - to na pewno procentuje i czas to pokaże! Myślę, że nie poddajecie się, ale jakby przyszła ta słabsza chwila, wiedzcie, że walczyć warto, kociak na maksa się odwdzięczy przywiązaniem i swoją kocią miłością

Moc

za Was i Januszka.
Przepraszam, za ten długi wywód, ale powróciły moje wspomnienia ciężkich chwil.