szczerze moiwac do tej pory trzesa mi sie rece i trudno mi cokolwiek napisac....
ludwiczek sie przebudzil i wpadl w szal.... tak glosnego miauczenia nie slyszalem chyba nigdy

usilnie probowal sie drapac po "oczku"... rece mam podrapane do krwi... lidka szybko zadzwonila do weta spytac co w takiej sytuacji robic: czy moznaby mu podac cos przeciwbolowego itp... ale wet powiedzial, ze tak niestety wyglada gojenie... i ze tak po prostu musi byc...
z racji tego, ze ludwiczek jest malutki nie mozna bylo dostac na niego ochraniacza zakladanego na szyjke, zeby nie mogl dosiegnac lapkami do "oczka"... a wlasnorecznie zrobiony zaraz spadal z glowki w wyniku szarpania sie kociaka....
wet powiedzial nam jeszcze, ze ludwiczek mial podana najsilniejsza narkoze jaka mogl dostac jego malutki organizm i ze jgo zachowanie wynika najprawdopodobniej z tego, ze jest w szoku pooperacyjnym i jest wrazliwy na wszystko co sie dzieje dookola.
w zwiazku z tym lidka wziela go do osobnego ciemnego pokoju i (nie chce zapeszac), ale na razie siedzi i cichutko spi....
noc zapowiada sie nieprzespana... bedziemy sie zmieniac przy czuwaniu, albo czuwac razem...
miejmy nadzieje, ze bedzie lepiej... musi byc....
