No, tak Panu Bogu świeczkę a diabłu ogarek
Codzienne zmiany opatrunku nie należą do przyjemnych momentów, rzeklabym nawet, że do bardzo nieprzyjemnych , więc zabieram sie do tego jak woda pod górkę.
I wczoraj wieczorem też tak było. Raz po raz oglaszałam, ze zajmuje łazienkę, po czym np. zanosiłam tam stosowne utensylia i szłam robic coś innego.
Kasia : zmieniłas już ten opatrunek, bo chyba znowu przeciekasz
Ja : zaraz idę tylko trzeba koty nakarmić
Kasia : dobra, ja to zrobie a ty idź
Ja : to ja zmywarkę opróżnię
Kasia : idź juz , oproznię zmywarkę jak bedę pilnowała, żeby Kocioł nie wyjadał Hipci...
I nagle błysk zrozumienia w oczach Kasi : to może najpierw okna wymyj i wypastuj podłogę
PS. Jestem wlasnie po porannej zmianie opatrunku, więc mam spokój do wieczora
Mało tego, wykąpałam się sama i umyłam glowę.

Popatrzcie, jak to czasem człowiekowi mało trzeba do szczęścia. Niby czynności, które wykonuje sie na codzień nie przywiazując do tego żadnaj wagi a potem urastają do rangi sukcesu.