Uff... To będzie ciężkie. Ale powinnam powiedzieć. Powinnam spytać o radę. I powinnam przełknąć ewentualny ochrzan.
Już pisałam dawniej do Bubu, że Maja miała dziwny atak kaszlu: jakby próbowała wykaszleć kłaczka, ale nie udało jej się. Trwało to przez mniej więcej pół minuty-minutę.
Dostaje chrupki odkłaczające Gimpet, czasem Purinę Pro Plan przeciw kłaczkom, kocią trawkę (teraz akurat jej zwiędła, od tygodnia nie ma; muszę posadzić nową). No ale podczas tych dwóch miesięcy przyłapałam ją jeszcze jakieś cztery-pięć razy na takim kaszlu... pewnie było częściej, ale przecież miałam szkołę, mam pracę, nie mam jej cały czas na oku. W końcu po którymś z tych ataków zadzwoniłam do KrakVetu... jakieś cztery dni temu. Odbiera młoda wetka, opisuję najlepiej jak mogę o co chodzi, wetka: tak nie stwierdzę, przywieźcie kota. Pakujemy, przywozimy. Obejrzała z jednego otworu, obejrzała z drugiego: mogą być glisty. Zaordynowała pół tabletki milbamexu. I podała: dwa miesiące przed terminem.
Od tej pory niby wszystko z kotem normalnie. Kupy i siku regularnie w kuwecie (nie znalazłam tam glist; boję się, że zgodziłam się niepotrzebnie na odrobaczanie, albo gorzej... że nadal tam są

). Je regularnie, pije wodę. Bawi się, kiedy nie ma upału, kiedy jest, no to bawi się mniej. Tu jak zwykle. Ale ostatniej nocy (środa na czwartek) był znowu spory rzyg. Owszem, mogło to być od owada, bo znowu nie upilnowałam i złapałam za późno. Ale mogło być też tak, że ta cholerna tabletka zniszczyła jej układ pokarmowy... Albo nie wy*rała tych domniemanych robali. (Zwłaszcza że inni właściciele kotów mi się dziwią - jak to rzyg od owada? Choć poprzedni był na pewno od tego) Nie przespałam nocy, pilnując, czy nie zje następnej muchy i czy nie będzie następnego rzygu - nie było, jadła sobie i piła. Była wyglądająca zdrowo kupa. Teraz złapałam ją na lizaniu dywanu, a nawet próbach lizania moich butów (już schowane do szafki). Boję się, że to robi, by sprowokować wymioty. Bo tak nie robiła.
A dziś jest wybitnie senna. Choć to może być przez stresującą noc i upał... ale może...
Rychło w czas przeczytałam ten wątek:
viewtopic.php?f=1&t=86719 Właściwie ten wątek najbardziej mi dał do myślenia. Wiem teraz, że nie powinnam była się godzić na odrobaczanie "od ręki", bez badania krwi, bez niczego. Wiem teraz, że postąpiłam nieodpowiedzialnie. I że jak tak dalej pójdzie, to kiepska ze mnie opiekunka

Powinnam przeczytać go wcześniej

Macie prawo mnie opieprzyć w sumie...
[EDIT] Drugiego rzygu póki co nie było, noc spokojna, teraz Majeczka rozrabia, a śniadanie zjedzone... Możliwe, że panikuję znowu z racji jednego pawia. Niemniej wiem, że nie powinnam była przedterminowo odrobaczyć tak "od ręki"
