Srulia jest mały cwaniaczek.
Obserwowałam cały proces obrazoburstwa.
Po śniadaniu koctwo poszło koszyczkować.
Małe diablę najpierw usiadło na parapecie. Że niby ptaki za oknem pooglądać chce.
Potem zaczęło się powoli przesuwać. Coraz bliżej koszyczka, w którym drzemała Koć.
W końcu wlazło testowo - jak na pierwszej focie.
Frubsza zaczęła gulgotać. Niestety to, co jej na tyłku usiadło właśnie ogłuchło.
A za chwilę rozczapierzyło się na całej podkładce - jak na drugiej focie.
Kochany Frubsz nie rozerwał na strzępy paskudztwa.
Uznał, że skoro mu gorąco i niewygodnie, to sobie pójdzie.
Do kuchni, po jakieś reparacje. Otrzymał, za dobre serduszko.
A Smil jezd kapóś!
Podpatrzyłam niedawno jak Koć z Jaro w łapki grała.
A potem nawet niewielką gonitwę wykonali.
Wstrzymam się jednakowoż z podaniem Eminencji psychotropów i sprowadzeniem behawiorysty.
Od czasu do czasu przechodząc lutnie znienacka z liścia w czarny, albo rudy łeb.
Tak dla przypomnienia.
