Wróciłyśmy z kolejnego płukania. Pani Doktor jest chora więc przyjął nas inny Pan dr. Zadziwił się, że mam Werbenkę dopiero dwa tygodnie, a wcześniej była na ulicy. "I już ma taką lśniącą sierść?" zapytał z niedowierzaniem.
Od wczoraj nie było żadnych niespodzianek kałużowych, a dzisiaj po powrocie z lecznicy, prosto biegusiem grzecznie poszła do kuwetki. Potem wsunęła miseczkę jedzenia i teraz śpi... na grzbiecie, z każdą łapą wyciągniętą w inną stronę

Rozkoszny futrzak.
Ponieważ bardzo dużo się myje, a wychodzą z niej straszne jeszcze ilości kłaków (wyczesujemy się, ale to niewiele daje przy tym ogromie sierści), muszę nabyć szybciutko pastę na kłaczki.
Mam wrażenie, że dziewczyna uśmiecha się przez sen.. Dałabym wszystko,żeby wyzdrowiała.
Teraz mamy już pewność, że nie przeżyłaby zimy - nie z tak zaawansowaną niewydolnością, zapaleniem ucha, świerzbowcem, i czym tam jeszcze. Olu, muszę Ci podziękować serdecznie, podziękować w imieniu jej i swoim, gdyby nie Twoja akcja, być może Werbenka nie doczekałaby nowego roku, wcale nie z powodu chłodu.
Dzięki. I dzięki za całą pomoc, za ciepłe słowa, za wszystko.
Pozdrawiamy serdecznie!