Napisałem wczoraj e-maila do Pani A.Lamek z Portalu Trójmiasto:
Szanowna Pani!
Postanowiłem napisać do Pani nawiązując do artykułu "Stocznia pusta, koty głodne" parę słów.Chociaż od napisania artykułu mija 10 dni,jak dotąd odzewu od organizacji takich jak TOZ,OTOZ czy też Urzędu Miasta nie ma żadnego i zero pomocy przy odławianiu kotów bytujących w Stoczni.Dziewczyny z PKDT są osamotnione.Udało im się uzyskać dzięki ich determinacji i uprzejmości pana Vice-prezesa Stoczni Pana Piotra Paszkowskiego jak narazie pięć przepustek oraz chyba trzy przepustki na wjazd samochodów.Jak dotąd TOZ poza dostarczaniem i zorganizowaniem transportu do Stoczni karmy dla kotów, żadnych wolontariuszy-do odławiania kotów przede wszystkim chorych i przeznaczonych do sterylizacji-do tej pory nie przysłał do pomocy,nie przysłał również swoich wolontariuszy
OTOZ,Urząd też milczy-nawet nie zaczął liczyć ile jest kotów "co pozwoliłoby mu zaplanować formę pomocy dla nich" Wczoraj do Stoczni przyjechała Pani weterynarz z TOZ-u aby ocenić "dobrostan kotow" Z uwagi na panujące warunki atmosferyczne (silny lodowaty wiatr)"dobrostan" się pochował więc nie była Ona w stanie określić jego wielkości.Na jej pytanie-to ile jest tych kotów,odpowiedziałem że jak dotąd żywego jeszcze "dobostanu" jest z pewnością dobrze ponad 200 osobników.Pokręcila głową i stwierdzila że TOZ nie ma wolontariuszy(sic!) do łapanek,a przecież ona sama łapać nie będzie i odjechała.Natomiast "na placu boju"pozostały dziewczyny z PKDT i pomimo lodowatego silnego wiatru odłowiły (na odsłoniętych molach)w ostatni poniedziałek 8 kotów(jeden potem z uwagi na tragiczną kondycję-połowa pyszczka była w stanie rozkładu tkanek miękkich i kości twarzoczaszki-(patrz załącznik) został uśpiony niestety.Reszta pojechała do leczenia i do sterylizacji.Następnego dnia znów odłowiły te same 3 osoby kolejne 8 kotów oraz zabrały ze Stoczni 3 kocie maluchy z pierwszymi objawami kociego kataru.W środę ze sterylizacji wróciły już pierwsze koty.Zarówno w poniedziałek,jak i w kolejne dni pogoda była okropna.Dziewczyny były zmęczone i aż sine z zimna-żal było na nie patrzeć- ale zadowolone z akcji.Były naprawdę dzielne.I do póżnego wieczora woziły chore koty po zaprzyjażnionych lecznicach i umieszczały resztę kotów po domach tymczasowych.Widać po nich że bardzo mocno zaangażowały się w całą akcję i robią co mogą.Ale przecież sama nie podołają takiemu zadaniu-to znacznie przekracza ich możliwości.Liczyć na niczyją pomoc narazie nie mogą.TOZ ma tylko załatwioną dostawę karmy do Stoczni(pracownicy Stoczni co środęodbierają karmę z TOZ-u i przywożą do Stoczni)natomiast nie mają do tej pory załatwionych przepustek na wejście i na wjazd na jej teren.Tak samo OTOZ(obiecał 20 sterylek) i Urząd Miasta-ani kruszynka karmy od tych instytucji nie dojechała.W ogóle zero pomocy z ich strony.PKDT dzięki swojej determinacji,uporowi i uprzejmości Pana Vice-Prezesa Stoczni takowe przepustki uzyskał.Co z pozostałymi instytucjami?Nie mogą ,a może nie chcą załatwić tych przepustek aby pomóc tym którzy -nie bacząc na nic -już pomagają tym nieszczęsnym zwierzętom.Instytucje te widać dbają tylko o swój image i o nic więcej.A zima zbliża się coraz większymi krokami....Ile chorych kotów ją przetrwa?Konieczna jest natychmiastowa pomoc .PKDT naprawdę sam nie da rady...Dłużej już nie można zwlekać!!!
- Znamy problem kotów ze stoczni - twierdzi Joanna Grajter, rzecznik gdyńskiego magistratu. - W środę odbędzie się spotkanie w tej sprawie. Najpierw musimy się dowiedzieć, ile dokładnie kotów przebywa na terenie stoczni, to pozwoli nam zaplanować formę pomocy dla nich.
Czy Urząd już zna dokładnie ilość kotów?Bo jeszcze tydzień ,dwa,miesiąc i nie będzie czego liczyć.......Serdecznie pozdrawiam! Janusz Bugajewski i otrzymałem odpowiedż
Witam serdecznie,
bardzo dziękuję za maila. Sprawa kotów stoczniowych z pewnością powróci jeszcze na łamach naszego portalu, ponieważ zapewnienia urzędników z gdyńskiego magistratu zupełnie nie pokrywają się z ich rzeczywistymi działaniami.
Po opublikowaniu mojego artykułu zadzwoniła do mnie Pani Prezes OTOZ-u. Czuła się bardzo urażona faktem, że w tekście nie uwzględniłam opisu żadnych ich działań mających na celu ratowanie kotów ze stoczni. Twierdziła, że pomogą w sterylizacji zwierzaków i dowożeniu im karmy. Odniosłam jednak wrażenie, że nie jest zbyt pozytywnie nastawiona do działań dziewczyn z PKDT - bardzo interesowało ją to, czy jako część fundacji VIVA! posiadają one KRS, pozwalający na organizowanie publicznych zbiórek pieniędzy. Na jej nieszczęście okazało się, że wszystko odbywa się legalnie i OTOZ nie ma się do czego przyczepić.
Zapewnienia rzeczniczki prasowej o liczeniu kotów i planowaniu pomocy dla nich zupełnie do mnie nie trafiają. Jest coraz chłodniej, a tymczasem urzędnicy próbują przekonać dziennikarzy, że naprawdę obchodzi ich los tych zwierząt, muszą tylko odbyć jeszcze kilka spotkań, aby podjąć decyzję co do strategii ratowania tych zwierzaków.
Nie warto tej sprawy bagatelizować. Czekam na konkretne decyzje władz miasta, a jeśli żadne z nich nie zapadną w najbliższym czasie, nagłośnimy sprawę ponownie. Mam jednak wrażenie, że tutaj decydująca jest dobra wola, a raczej jej brak.
Pozdrawiam,
Aleksandra Lamek
Asystent Redakcji
e-mail:
a.lamek@trojmiasto.plTel. 058 321 95 51