miałam niedawno przykrą sytuację[ze szczęśliwym zakończeniem] z udziałem ptaka.
idąc na niby-rozmowę kwalifikacyjną,tuż przy jezdni patrzę-ptak.który nie odleciał na widok ludzi.podchodzę do ptaka bliżej,patrzę-krew.
wzięłam ptaka do ręki,przed czym się bronił.tyle dobrze,że miał siły.
na skrzyżowaniu mi wyleciał z ręki,chciał dać dyla,ale nie wziął pod rozwagę że ja stuknięta jestem i że polecę na jezdnię żeby go zgarniać
idziemy.ptactwo mnie dziobie.a niech dziobie,to świadczy tylko o tym że ma na tyle sił,że nic poważnego mu się nie stało...
no nic.po niby-rozmowie kwalifikacyjnej łażę z ptakiem w ręku po sklepach pytając o pudełka.jeden sklep.drugi.pomyślałam że w zoologicznym mają na pewno.a gdzie tam.w obuwniczym dopiero mi pani dała,nawet sama mi w nim zrobiła dziurki i ściągnęła gumką.no nic.[...]przyszłam do naszej[Paprociej] pani weterynarz.pani wet obejrzała,polała wodą utlenioną,psiknęła antybiotykiem[spray był czerwony,więc po tych zabiegach ptactwo wyglądało jak weteran ciężkiego boju...] i dała namiary na panią która ma podobno azyl w moim mieście.wróciłam do domu.dzwonię na jeden numer.drugi.psińco.dzwonię do tozu.toz każe pod 112.dzwonię pod 112.tam mnie przekierowali na nr.firmy która ma z województwem podpisaną umowę o przewożenie i opiekę rannych dzikich zwierząt.
mówię jaka sytuacja,dyktuję nr i adres.będą od kilkudziesięciu minut do dwóch godzin.
no dobra.zostawiam ptactwo samo w pudełku z wodą i jakimiś ziarenkami,bo może w samotności,ciszy i spokoju sobie przypomni że trzeba kałdun napchać.nie napchał.opróżnił

jak przyszedł czas pożegnania to nie dość że się wyrywał,to jeszcze mordę darł!czym mnie utwierdził w przekonaniu że pewnie szybko dojdzie do siebie pod fachową opieką.
pan który po niego przyjechał powiedział że to nie jerzyk,tylko zięba.
a przewożeniem i opieką nad rannymi dzikimi stworzonkami zajmuje się firma Kaban,tel. 508 612 529
->
http://krakow.lasy.gov.pl/print.php?muid=1&mid=116&akID=2874&klID=900