jestem już jestem
ja jeszcze się trzęsę, a Colcik spokojnie odsypia.

dzisiaj minęły równe 2 tygodnie od tego "wypadku". Jeszcze wieczorem chodząc i szukając Go mówiłam, że mógłby zrobić nam niespodziankę i wrócić w tą rocznicę, ale zawsze coś takiego lub podobnego mówiliśmy np. że mógłby wyjść teraz z krzaków, że może stoi już na tarasie i czeka aż wrócimy z poszukiwań, że mamy nowe łóżko w sypialni, które czeka na Niego, że kupiłam im nową zabawkę, że zapowiadają deszcz, że robi się zimno itd.
Jak to było: wczoraj na poszukiwania poszliśmy wcześniej, bo już o 22:30, obeszliśmy nasze osiedle i po godzinie bez życia wróciliśmy do domu. Znowu nic nie miauknęło, nic nie zaszeleściło

Wołaliśmy Go jeszcze z ogrodu, ale ten wieczór nie chciał być inny niż pozostałe 14 dni, więc poszliśmy spać.
Po godzinie obudziło nas warczące i wyjące Maleństwo - wiedzieliśmy, że jakiś kot jest za oknem i ta niepewność aż do znalezienia pstryczka i zapalenia światła...wieczność, a potem jeszcze strach żeby Colcik nie zwiał, bo bał się tego warczenia. Pamiętam to wszystko jak przez mgłę, wiem że chwyciłam Go za skórę na karku, drugą ręką wzięłam Go pod paszki i już był mój, lekki jak nigdy, ale tulący na rękach jak zawsze
szybko zamknęliśmy wszystkie okna i zaczęły się mizianki, baranki, traktorki
przy okazji obejrzeliśmy Go z każdej strony łącznie ze stanem uzębienia
Stan ogólny dobry, nie jest osowiały, ale zmęczony. Był bardziej spragniony niż głodny chociaż na moje oko schudł z 3 kilo (ja 5

) i mogę Mu policzyć kostki na kręgosłupie, jest brudny od piachu, śmierdzący polem, uszy, oczy ma czyściutkie, skóra na karku wraca na swoje miejsce więc tragedii nie ma, opuszek pościeranych nie ma, pazurki w dobrym stanie. Gdyby nie zapadnięte boczki u mojego Grubcia i pył w sierści to wygląda i zachowuje się jak zawsze, oprócz tego, że jest baaaardzo stęskniony, tuli się, mizia i grucha non stop.
Śpi na łóżku przykryty kocykiem więc siedzę w sypialni obok Niego, teraz śpi trzymając główkę na mojej ręce. Boję się, że jak odejdę to coś Mu się stanie, zniknie, przestanie oddychać lub będzie się bał.
Wszyscy mnie pytają czy się cieszę, ale tego co czuję nie da się opisać, to jest coś więcej niż radość...wróciło do mnie moje dziecko, którego myślałam, że już nigdy nie zobaczę
Jak na złość nasza wetka ma urlop do połowy września i nie mam do kogo iść. Chciałam dzisiaj z Nim jechać na podstawowe oględziny, a za tydzień na pobranie krwi pod kątem nerek i wątroby, ale Tż twierdzi, że nie ma Go co stresować, bo Coltek przede wszystkim musi się teraz wyspać i odpocząć, a do wetki pojedziemy po Jej powrocie z urlopu, no chyba, że będzie jakiś alarm.