Mycha twarda zawodniczka jest - nie okazuje emocji. Ale Bodzio smutny...nie ma z kim szaleć. Do tego Ewka wyjechała, a ja nie mam tyle czasu.
Nie było nas przez weekend, mój osobisty kocurrro tak się stęsknił, że nie daje mi pisać bo mi włazi pod ręce...
Ale Mycha rozbroiła mnie dziś na całego. Jak weszłam do pokoju z surowym jajcem i wołowinką wystrzeliły do mnie obadawa...ale Bodzio dopadł mnie w progu, a Mycha wyhamowała w połowie drogi. No to Bodzio wcinał jajco a gupia Mysza stała i się darła...W końcu po rożnych roszadach przylazła do mnie (no dlłuuuugo nad tym myślała) i zeżarła mi wołka z ręki. No i się zaczęło- w pewnym momencie tak się rozanieliła, takie baranki mi zaczęła strzelać, że zapomniała o jedzeniu. Kurcze jaka ona maleńka. Dopiero kiedy mogłam ją dokładnie wygłaskać stwierdziłam jaki z niej okruszek (w porównaniu z moim niemal 7 kilowym Buddą).
Ta kotka ma ogromny potencjał - odrobina cierpliwości i miłości a odpłaci się stokrotnie. Tylko, że ja nie mam dla niej czasu...Czy znajdzie się ktoś kto pokocha ją "na kredyt"? Bardzo bym chciała!!!!!!!!!