Cameo pisze:Tylko że... Kay nigdy nie był "kotem domowym"

on od małego mieszkał w schronisku, więc nie wie co to fotele, kanapy i człowiek...
To tak jakby oswoić dorosłego dzika wyłapanego np. do sterylki...
Hela też jest dzikim kotem - urodzona na wsi, znała człowieka o tyle, że wiedziała, że on karmi. Też daliśmy jej popalić na początku, bo trafiała na zastrzyki i kroplówki, więc gdy nabrała sił, walczyła. I owszem, podobnie jak kotka Zuzy, ucieka przed nami, gdy chodzimy po mieszkaniu. Ale gdy siedzimy - potrafi podejść. Da też się pogłaskać, gdy ma nadzieję na coś do zjedzenia. I mruczy.
Inne moje dzicze też nie były kotami domowymi - Księżniczka, Pusiek, Krówek, Milusińska, Hipolit - są urodzone na działce. Milusińska i Hipolit były i są agresywne i ta dwójka była złapana jako koty dorosłe, kilkuletnie.
Miciek - dzicz z targowiska, ma wyraźnie złe skojarzenia z ludzkimi rękoma, ale... przychodzi już się miziać Tyle, że od razu uprzedzam, że jest u mnie pięć lat - na początku pojawiał się tylko do miski. Powoli mu jednak przeszło do etapu miziania się, nawet pozwala sobie brzuszek głaskać.
Aha, nigdy nie nazwałabym Kaya Dzikusiem czy Dzikusem - żeby nie zapeszyć

Milusińska dlatego jest właśnie Milusińską, że pierwsze imię, jakie przyszło mi do głowy było "Czarcica", po tym, jak zdemolowała gabinet i pogryzła weta - ona wtedy atakowała, nie chowała się po kątach

Teraz zdarza się jej syczeć i straszyć, gdy nie chce być brana na ręce, ale jednocześnie jej pakowanie się na kolana i domaganie się mizianek bywa uciążliwe
