Jancia jakoś przeżyła rozstanie, chociaż głosik ma zdarty, co oznacza, że było piłowanie paszczy...
Myślę, że jest w niezłej kondycji. Ma apetyt (ale tyć nie tyje), katar w sumie chyba minął, ale ma wysuszoną śluzówkę, co 2 razy na dzień objawia się kichaniem zamaszystym dla usunięcia ewentualnych zaschniętych glutków...
Do zniesienia. W piątek dajemy ostatni zylexis. Na pewno zrobię jej jeszcze badania krwi, żeby zobaczyć co i w jakim kierunku się zmieniło.
Zachowuje się lepiej niż wtedy, kiedy do mnie przyjechała - czyli nie jest aż tak nerwowa. Zauważam to głównie ja, bo osoby, które ją widzą pierwszy raz, widzą niestety te objawy "adhd-owe"... Jeżeli chodzi o zachowanie, chyba głównym problemem jest to, że miauczy - w sumie nie udało mi się ustalić powodu - czasami jakby czegoś szukała, czasami robi to, kiedy zdejmę ją z kolan, czasami jak idzie do kuwety, czasami zupełnie nie widzę związku z tym, co się dzieje... Pewnie to są jakieś przyzwyczajenia, trudne do zmiany...
Poza tym, jak to Jancia, raz lepiej, raz gorzej:)
I teraz sprawa zasadnicza. Jak pisałam, Jancia może być u mnie do połowy lipca. Potem zaczynam życie wyjazdowe i nie mam możliwości brania jej ze sobą. Musimy wcześniej ustalić co dalej z kotką...
Jeżeli chodzi o przewiezienie jej bliżej centrum, to jestem 4 lipca w Łodzi.
Ewentualnie 26 czerwca superrano w Warszawie, ale to jest dosyć wczesny termin.
Kto dalej zaopiekuje się Jancią, kto ją ode mnie odbierze?
Ogłoszenia, jal pisałam, wiszą cały czas. Telefon podałam na Janę, ale skoro nie pisze, to pewnie nie ma zainteresowania
