Następne dobre wieści: spacerując w poniedziałek po naszych działkach w większym gronie, spotkaliśmy na jednej z działek niedużego puchatego kotka. Okazał się być bardzo głodny (co nie dziwne na działkach) i bardzo przymilny (co już dziwniejsze). Dał się wymiziać. Ponieważ zawsze poruszamy się wyposażeni w jakiś catfood, kocio został nakarmiony, po czym poleciał za nami. W wędrówce przeszkodziła mu grupka ludzi idąca alejką z psem. Kiedy pies w końcu przeszedł, my bylismy już ze dwieście metrów dalej. Ale ... brat Gosi - Robert zakiciał i .... maluch co sił w nogach popędził w naszą stronę. Minął mnie machającego ku niemu puszką z żarełkiem i dopadł Roberta. Decyzja była szybka - transporter i kocio jedzie do Opola. I tym sposobem byliśmy świadkiem najszybszej adopcji bezdomniaczka jaką kiedykolwiek widzieliśmy
Dziś Gosia dowiedziała się że kociak trafił na działki około 3 miesiące temu, kiedy się pokazał po raz pierwszy miał na sobie sznurek zawiązany wokół szyi z doczepioną kartką z zeszytu z napisanym imieniem

(mówiła mi Gosia jakim ale zapomniałem

) Cud że udało mu się ten czas przetrwać, a był domowy na 200% bo bezbłędnie wiedział do czego służy kuweta a wypuszczony w domu zachowywał się jakby tam mieszkał od zawsze

.
Na razie kocio szaleje ze swoimi nowymi Dużymi, śpi z nimi w łóżku, wręcz na nich, mruczy, chrapie i ... innym spać nie daje

Jest już umówiony wstępnie na odjajczenie
