Bazylica, masz rację. Ja nie miałam prawka, kasy... Nic nie miałam, tylko małe gęby do wykarmienia i radziłam sobie jak umiałam - na zakupy chodziłam z plecakiem i to konkretnym i dało się. Do samochodu zawsze wydawała mi się droga za daleka - prawo jazdy, sam zakup, potem utrzymanie. czyli opłaty, paliwo, ew. naprawy... A nie wyrabiałam na bieżące potrzeby więc nie było sensu kupować następnej pijawki.

Ech, stare czasy. Teraz jak najbardziej przymierzam sie do pojazdu, ale to będzie motocykl. Autkiem jeździ Rajmund, ja nie (i to jest wygodne - nie napije się chłopina na imprezie i towarzystwo mam zawsze), a motorkami śmigamy oboje. Realizuję teraz moje pasje na które nigdy nie było czasu, kasy... Jakiś kawałek prostej w tych wiecznych wirażach.