Cesarska i Niedzwiadek otrzymaly od weta urzedowe pismo, w ktorym wzywa je sie na kolejne szczepienie, tudziez kontrole jakosci kota oraz obcinanie pazurow. We wtorek. Oj, bedzie bal
Ale nie o tym chcialam...
Junior wrocil ze szkoly, Zaloga dwojkami przed drzwiami na bacznosc stanela (Sissi tez, bo tym razem zastanowila sie na zawczasu

), i presje na Juniorze juz od progu niejaka wywiera.
Junior zlapal narzedzia, w celu dopracowania jednego rogu szopy, co sie zeszmacil byl przez wiatry i deszcz, i poszedl, a Zaloga za nim, z indianskimi okrzykami triumfu.
Dalej nie widzialam, ale podaje z relacji Juniora:
Zaloga spaceruje po podworku, krzewy obwachuje, wietrzy kaftany, i sielanka maksymalna.
A tu nagle na horyzoncie pojawia sie nieznajomy KOT!
Nie dosyc, ze pojawia sie na horyzoncie, w bialy dzien, to jeszcze po schodach sie skrada, i na podworko kroki swe kieruje....
Zaloga zamarla, goscia niepozadanego lustrujac, Toto oddal swoj staly stunt ze slepkami, ktore robia sie wieksze i wieksze wbrew prawom anatomii

, A Sisiula uszy w pozycji niedwuznacznej zlozyla.
Po malej chwili pelnej napiecia, Zaloga postanawia walczyc o swoje terytorium. A zeby intruza zdezorientowac, w mig obiera partyzancki styl walki. W mysl dzielnego planu, blyskawicznie zajmuja pozycje w najglebszym kacie szopy, z ktorego beda mogly przeciwnika gnebic
KOT, krokiem dostojnym, wiedziony nieomylnym wechem, ktory rozpoznaje zapach Specific w miskach, maszeruje wprost na pierwsza linie frontu, i wchodzi do szopy, czyli do paszczy Lewiatana, rychlej swej zguby nieswiadomy.
Za KOTEM podaza Junior, jak ten operator radiostacji co sie za wojskiem snuje. Oczom operatora ukazuje sie pole bitwy, powalajace swa groza i dynamika: Sisiula i Toto, wkuleni w siebie, dla utrzymania stalej temperatury w okopach, wykanczaja intruza wschodnim sposobem walki, ktory nazywa sie : dwie wiewiory alias figury woskowe, w tym jedna podobna do zolnierza Ninja.
W miedzyczasie intruz dla zmylenia wykancza to co zostalo w miskach po sniadaniu, a nastepnie odchodzi, pokonany i sponiewierany wzrokiem nieuleklej Zalogi.
Dzielny wojak Szwejk, i Jej Wysokosc, nie popuszczaja wrogowi, i rozpoczynaja poscig, ktory w momencie wypadu z szopy zmienia sie w zaawansowane szpiegostwo: rezolutnie obieraja kierunek wprost przeciwny, i mkna po schodach do bazy...
Od tego momentu widzialam, i dalej moja relacja:
Dwie nastroszone wiewio....tfu, zolnierze, chcialam powiedziec, wpadaja z hukiem do kuchni, pokonuja teren nie baczac na wazne pismo od weta na stole, ktore pod ich lapkami zmienia sie w sanki, wskakuja na parapet, i stamtad sledza dalsze poczynania KOTA.
Sisiula poszczekuje, Misiaczek mruczy niezmiernie groznie, wola walki tudziez odwaga straszna przepelnia kocie serduszka...tylko te kompromitujace szczoty do klozetu tam gdzie zwykle bywaja ogony...
Czyli przybyl nam nowy kolega w stolowce. Musze zwiekszyc porcje.