Dzień dobry już prawie poświątecznie.....
Dziękuję za wszystkie pozdrowienia i cudny filmik ze stadem Kulusiów
Kuluś poszedł sobie
Nie ma już tuneliku do norki, cztery wieczory go nie widziałam, ale miseczki rano były puste.
Dzisiaj pełne...
Nawet sianko na domku Kulusia jakoś opadło, nie ma śladów stópek, Cosia ryjka do norki nie wkłada....
Poszedł
Przecież dobrze mu było, mówił, że mnie kocha. Dałam mu ciepły domek na zimę, a w czasie największych mrozów dodatkowo osłaniałam polarowymi kocami. Potem wsłuchiwałam się prawie w jego oddech, do norki zaglądałam, na palcach chodziłam, bo pewnie śpi...
Czytałam o Kulusiach, sprawdzałam temperatury, oczekiwałam przebudzenia poprawiając gałązki na jego domku. Potem go dotknęłam- nastroszył kolce i poruszył ciałkiem...Gdy go zobaczyłam pierwszy raz serce waliło mi jak młot i wiedziałam, że spędzimy razem lato, że będzie rósł, ja go będę pielęgnować i oswajać i że będzie nam razem dobrze.
Że nie pójdę spać zanim nie powiem mu dobranoc...
Spotykaliśmy się nocami, przy świetle księżyca. Nie bał się, jadł mi z ręki prawie, czasem tylko znieruchomiał słuchając mojego oddechu, ale starałam się być bezszelestna. Rano cieszyły mnie puste miski i czekanie na wieczór, kiedy się znowu spotkamy...
I rzucił mnie
Bezpiecznie znalazł dom, przezimował, zmężniał, nastroszył kolce, zamilkł i bez słowa zniknął
Została pusta norka i rozrzucone sianko. I wspomnienia
Muszę się nauczyć żyć bez jeżyka
