Jestem, jestem.
Frida była dziś na wizycie u weta, za dwa tygodnie kastrowana. waży 2,4,więc mimo że wyrosła to jednak drobiazg z niej.Zdrowa, ale na zębach już się kamień osadza, bedzie jeść specjalną karmę.Teraz przechodzi ruję, więc wypłakuje po nocach.Jesli chodzi o zniszczenia, to pobija wszelkie rekordy, nie dajemy rady żeby ją upilnować.To po prostu niesaMOWITE, JAKIE POTRAFI SIAĆ SPUSTOSZENIE.Dzisiaj pakując ją do przenośki pogryzła mnie tak okrutnie, że nawet weterynarz nie mógł się nadziwić, bo potem była juz łagodna jak baranek. Wiem, że to ze strachu, bo ostatnio juz między nami dużo, dużo lepiej.
Wydaje mi sie że na dwór sama z siebie nie zdecyduje się wyjśc, bardzo się boi gdy są okna pootwierane na tarasie, sama zmyka na górę.
Modle się tylko jeszcze żeby odpuściła sobie z demolką domu.
Próbowałam wstawiać zdjęcia, ale matoł jestem ,bo nie wyszło.Chciałabym wreszcie ja pokazać, wydoroślała, ma piękne spojrzenie i porusza się z taką gracją!! Ach!
Dajcie znac babki co u Was?