Mam w domu dzikie bestie. Nie umiem wychować kotów. Nie zdziwię się jak pewnego poranka ktoś znajdzie mnie ze zmasakrowaną twarzą, a potem zdjęcia trafią do sieci z tytulem: Bo jedzonko było za późno.
Do Budynia, który krwawy bywa głownie u weta dołączyła Bloody Blue Madam...

W skrócie: Bloody BluMa.
Ale po kolei - wczoraj rano Budyń miał coś dziwnego w uchu... Zobaczyłam to rano - jakis ogromny brud na pół ucha.... Jednego, lewego. Akurat był w fazie dzikiego gonu, więc nie udało mi się obejrzeć go od razu. Za jakiś czas przydybalismy go w kuchni. Leżał rozkosznie na mikrofalówce... i patrzył na ptaszki za oknem. Okazało się, że w lewym uchu ma zastrupioną już ranę ciętą (a na pewno drapaną). Na dobre półtora centymetra. A brud - to własnie resztki zastrupione już krwi, która mu się z ucha polała. Bliższe oględziny mieszkania wykazały też cała masę przyschniętych z lekka krwawych kropelek w przedpokoju przy drzwiach do mieszkania.
Chyba dziś dokonamy mainkiuru na BluMce....
Ranny-nieranny, ale o obowiazkach swoich rudy zawsze pamięta. W zeszłym tygodnu zagospodarowywał wraz z panem doniczki nabalkonowe. Ale ponieważ jeszcze jest chłodno, doniczki trafiły na razie do zamykanego pokoju. Coś tam się w nich juz zieleni, podlewamy. A Budyń z nami, sprawdza każdą doniczkę, czy aby na pewno ziemia jest mokra. W każdą doniczkę musi nos wetknąć, niedługo jego rózowy nosek prawdopodobnie pokryje się zielonkawym nalotem. BluMka natomaist próbuje nas przekonać, że takie polewanie ziemi po wierzchu to jest bez sensu, tzreba też podlewać głębiej, ona pokaze, gdzie -- i pracowicie wykopuje ziemię z doniczek....
