dziękuję Wam dziewczyny bardzo za życzenia powrotu do zdrowia. Chyba pomogły. Może nie jestem dziś skaczącym okazem zdrowia, ale zdecydowanie lepiej niż wczoraj
A z nowych wieści to tak:
Wczoraj rozmawiałam z rodzicami i zostawili otwarty pokój tak na godzinkę i tylko z niewidocznego miejsca obserwowali i nasłuchiwali. Bonia siedziała na progu, Klementyna w pokoju i tak się w siebie wpatrywały. Póki mała nie chciała zawiązać bliższej komitywy, jak podjęła próby było trochę warczenia, bo wkońcu Bonia stwierdziła: twój jest pokój, moja reszta mieszkania i niech tak zostanie:) ale najważniejsze, nie rzuca się już na małą jak wsiekus z dzikim warczeniem.
No i to nie jest już ten sam kot, spięty, zestresowany na potęgę, uciekający w najmniejszą szczelinę ze strachu.
No i mój tata ją ubóstwia. Mówi teraz MOJE KOTY
