Dzwonię dzisiaj do p. Heni, żeby jej powiedzieć, że jutro zabieram Pusię do weta, i co? Niespodzianka

Pani pyta, po co? Więc mówię, że na szczepienie bo DT czeka i taki jest warunek. A ona na to, że na szczepienie to się zgadza (łaskawie) ale Pusi nie odda. A którą odda? Żadnej

Bo ona się przywiązała, one się przywiązały i mają tu dobrze. Tak, tylko nie mają co jeść. Mają, ma suche i puszki. Tak, bo p. Ewa przyniosła, jak się moje skończyły. I dalsza rozmowa w tym stylu. W końcu powiedziałam, że w takim razie żadnego kota szczepić nie będę, jedzenia też ode mnie więcej nie dostanie i żeby nie dzwoniła jak znowu koty się pochorują. A i p. Ewie też niech przestanie zawracać głowę. Poskutkowało, ale obawiam się, że do następnego razu. Miałam jej zanieść jedzenie, ale teraz to dam dopiero jak definitywnie zabiorę Pusię. P. Ewę też muszę poprosić, żeby jej do tej pory nic nie dawała. Fajna postawa no nie? Karmcie mi koty, leczcie a ja i tak zrobię po swojemu. Powiedziałam, żeby się nie martwiła, że jeszcze cztery jej zostaną, bo kolejki to się po nie nie ustawiają.
