Wrrrr...
Z takiego transporterka Kitek mi wyszedł (na szczęście w samochodzie). Podstępnie wygryzł ten wichajster, którym się zamykało klapkę i ani się obejrzałam, a zadowolony i traktorzący siedział mi na kolanach. Omal zawału nie dostałam, kiedy wyobraziłam sobie, że coś takiego mogło się przydarzyć na ulicy

Do tej pory uważałam, że wiklinka jest ok, a kotuch spokojny, grzeczny i wcale nie kombinuje w czasie transportu
Więcej już nie zaryzykuję. Koszyk stoi na szafie, a Kitek uwielbia drzemać w nim w ciągu dnia.