Aniu, dziękujemy że na bieżąco informujesz, ja mogę tylko z pracy lub jak jestem u mamy w domku. komputerka jeszcze się nie dorobiliśmy
Generalnie to tak jak napisała już Ania - Sreberko_Gołąbek musiał się po prostu źle czuć. Jak wspomniałam u nas był bardzo ospały od początku, smutny, niezbyt chętny na kontakt z nami.
Wczoraj jak wróciłam do domku była kupka więc się ucieszyłam. Miałam już dla niego kurczaczka marchewczkę wątróbkę. Zabrałam się do gotowania i sprzątania. Chcąc namoczyć kuwetkę zabrałam mu ją oczywiście a on bidulek zaczął biegać jak oszalały po domku i zamiatać po wszytskim co się dało. NIe skojarzyłam o co chodzi...bidulek wpadł w desperacjio do (materiałaowego

) tyransporterka i miał tam biegunkę...

taki mądralek - chiał mi pokazać że w domku to on nie zrobi na podłogę!!! kochany!!!
skończyłam robić kurczaka z nadzieją że zje ze smakiem jak u Ani...powąchał i odszedł się schować!!!
po tym fakcie, za radą Ani szybciutko poszliśmy na dół do weta (szczęście że nie musimy latać nigdzie dalej bo bidulek bardzo płakał i pewnie myślał o najgorszym!!)
prawie 40 st, twardy brzuch... dostał antybiotyk i na zbicie gorączki. gdy wróciliśmy bidulek padł na swoje posłanko i spał jak zabity. późnym wieczorem udało sie go przekonać by położył się koło nas na kanapie i wyciągał się jak szczęśliwy kot
potem wrócił jednak na noc do siebie...
o 3 w nocy wlączył mu się motorek

takiego ożywienia jeszcze u niego nie widziałam, zaczął chodzić po całym mieszkaniu, otwierał wszytkie szafki

wskakiwał na łóżko, stoły, blaty... zjadł suche!!!!!!! (kurczaczka dla odmiany olał

)
rano już zaczął miauczeć żebyśmyu się obudzili i wogóle mieliśmy wrażenie że ktoś nam w nocy podmienił kota
poza tym że nie chciał zjeść świeżej porcji kurczaczka (wydaje mi się że był syty po sporej ilości RC z nocy) to poznaliśmy wreszcie kota który był u Was!!! chodził za mną cały czas, przutulił się do TZta który wylegiwał się jeszcze w łóżku, był łasy na pieszczoty i bardzo baaaaaaardzooooo gadatliwy!!!!
tylko ten smutek w jego oczach gdy zobaczył że wychodzimy do pracy!!!!!!
jeszcze 5 dni ma dostawać antybiotyk ale już widać wyraźną poprawę jak sami zresztą czytacie
Aniu, jak myślę żę on zaczął chorować tego dnia którego do nas przyjechał i stres wszytko pogłębił. NIe wiem jak zachowywał się w niedzielę u Was ale moje pierwsze wrażenie było, tak jak powiedziałam, że coś się krroi z nim... co mogło byc oczywiście mylne przez to że był zaspany...Być może gdyby nie pojechał do nas to choróbsko u Was nawet by się to nie rozwinęło...
no ale jesteśmy dobrej myśli
tylko nie było nic w kuwetce ale chyba to normnalne jeśli tak mało jadł i mało pił do wczoraj...
no zobaczymy co będzie po powrocie ale mnie wydaje się że antybiotyk ewidentnie zadziałał. chyba że była to tylko kewstia temperatury...ALE SAMA NIE WIEM...
jak już Ania pisała, Srebrzaczek wygląda mu na dość młodego kota 3-4 lata (podobno zęby mało starte, szybki nie odsłonięte wogóle, zero kamienia). te przednie zęby (prawa strona dół i góra) to jego zdaniem efekt upadku z wysokości lub innego wypadku (wspomniał o kopniaku

o czym nawet nie chcę myśleć!!!!) podobno chrakterystyczne jest wtedy to że nie ma okolicznych zębów. gdyby wypadały ze starości najprawdopodobniej wypadłyby przypadkowe (czyli nie koniecznie te 6 zębów koło siebie).
mamy parę pomysłów na imię

ale trudno wybrać i zgodzić się wspólnie na coś...
jakaś odmiana Mruczka - może Mruś, Mruk, Mrunio (cały czas mruczy!!!!!!! cały czas autentycznie!!!)
Srebrzak, Srebrzaczek, Sreberko
Silver, Silverek (oczywiste)
KTOŚ (bo miał kiedyś pewnie imię którego nie znamy to raz, a dwa że jest dla nas KTosiem przez duże K)
Pstryk...w sensie PSTRYK! i był już u nas!!
na razie nazywamy go sreberko, srebrzaczek, ja czasem jeszcze Gołąbek....
