skaskaNH pisze:ja naprawdę nie cierpię kotów, no!
Kiepska wymówka i tak nikt nie uwierzy


Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
skaskaNH pisze:ja naprawdę nie cierpię kotów, no!
genowefa pisze:skaskaNH pisze:ja naprawdę nie cierpię kotów, no!
Kiepska wymówka i tak nikt nie uwierzyLepiej powiedzieć, ze takie kolory już masz
Wielbłądzio pisze:czasem odczuwam silną potrzebę wypowiedzenia się w wątku dla wnerwionych...ale nic to, wróćmy do rzeczy
![]()
8. Bidunia (Ziutka)
Bida, Bidzia, Bidonek, Bidon, Biduś, Bidulka, Bidota, Bida z Nędzą, Nieszczęście, Bida i Ubóstwo, Stokroteczka, Księżniczka, Kwiatuszek, Maleńka...
Moja złotooka Stokroteczka. Jedyny kot stuprocentowo wart trzymania w domu, jedyny kot bez wad... Moje skrzeczące (bo ona chyba nie umie miauczeć... od początku tylko skrzeczy
) koślawe Nieszczęście, moja ukochana Bida z Nędzą
![]()
Bidulka była chyba moim zadośćuczynieniem światu;) po zatrzymaniu sobie superadopcyjnego MaciusiaTeż wzięta na DT po przeczytaniu apelu na Kociarni, też przytargana z SGGW, też czarna, też kochana i też złotooka (chociaż o oczach Bidzi należy napisać więcej: takich nie ma żaden inny znany mi kot...)... Tyle, że w przeciwieństwie do Maciejka jest raczej zupełnie nieatrakcyjna jako 'towar' adopcyjny - a przynajmniej dla osób, które zwykły najpierw wnikliwie patrzeć oczami zamiast sercem
![]()
Maciusia wzięłam na początku marca, Bidzię dosłownie kilka dni potem. Jeśli chodzi o Maćka, niestety już w dwa-trzy dni od przyniesienia go do domu byłam pewna, że go nie oddam... i mialam oczywiście wyrzuty sumienia, że zostawiłam sobie takiego kota, podczas kiedy tak bardzo brakuje miejsca dla przeróżnych bied
Trafiłam tym razem na Kociarni na wątek Ziutki z Korabiewic...
Drobniutka czarna koteczka o przecudnych bursztynowych oczach, spokojna i miła, została przywieziona z Korabiewic na leczenie. Spędziła jakiś czas na SGGW, coś tam wyleczono - ale w kolejce na klatkę czekały już kolejne korabiewickie koty, w stanie gorszym niż Ziutka - wobec czego ona miała tam wrócić... Niepełnosprawna, z chronicznym katarem i alergią pokarmową, skrajnie gapowata - los takiego kota w schronie jest jeszcze tragiczniejszy niż tych 'pełnowartościowych', poza tym nie ma przecież szans na trwałe wyleczenieZdecydowałam się...
Prawdę mówiąc, to dobrze, że zdecydowalam się tylko na podstawie zdjęć i opisu, nie znając jeszcze Ziutki osobiście... Bo nie wiem, czy gdybym wcześniej ją widziała, wiedziała o WSZYSTKICH jej zdrowotnych mankamentach - czy odważyłabym sięI przede wszystkim, czy wzięłabym ją do siebie, mając już właściwie od samego początku pewność (z przyczyny jw.), że to będzie kolejny kot rezydent...
Rany i ołysienia (plus jak się okazało: martwice) na całym futerku, resztki grzyba, świerzb, katar z duszącym kaszlem, zgniłe ząbki i chore dziąsła, niedowład tylnych nóg po pogryzieniu przez psa... Do tego jeszcze klasyczny schroniskowy 'zapach'Naprawdę totalna, żałosna Bida z Nędzą
Ale skoro już obiecałam, poszłam po nią, zaczęłam głaskać... skoro już spojrzałam jej w te piękne wielkie złote oczy i usłyszałam jak cichutko skrzeczy do mnie z ufnością... zabrałam ją. Całą drogę powrotną do domu przepłakałam, nie wiem czy bardziej z żalu czy z bezradności
![]()
Kiedy zaniosłam Bidzię (była taką bidą, że nie wychodziło mi mówienie o niej i myślenie po imieniu, tj. jako o Ziutce, a nie: Bidzi) do lecznicy i postawiłam na stole, Pan Doktor tylko ciężko westchnął i zapytał, czy za mało mam kłopotów
![]()
![]()
Samo doleczanie kataru trwało ponad miesiąc. W następnej kolejności leczenie świerzba i zmian na skórze, próby wyeliminowania alergii, prześwietlenia, wreszcie porządek w paszczy (to mój drugi obok Norci kot szablozębny;), tj. posiadający tylko kły) i sterylka... Ale niestety, kilka lat życia w biedzie i poniewierce (najpierw gdzieś na wsi, potem w schronie) pozostawiło trwałe ślady, 'dzięki' którym Bidunia nigdy nie będzie kotem specjalnie reprezentacyjnym wizualnie: martwice, trwale zmarniałe futerko, a przede wszystkim ten nieszczęsny paraliż tylnych łapek
Paraliż jest na szczęście dość lekki, nie powoduje np. problemów z kontrolowaniem wydalania czy ogólnie rzecz biorąc z chodzeniem - ale jest i tak już pozostanie. Kilku chirurgów orzekło zgodnie, że przyczyną tego stanu jest krzywy (i dosyć już stary) zrost kręgów w dolnej części kręgosłupa - jednak nie ma co próbować tego naprawiać, bo prawdopodobnie ingerencja przyniosłaby same straty...
Bidusia chodząc ciągnie trochę za sobą tylne łapki, dość często 'rozjeżdżają się' jej one na boki, czasami wręcz z tego powodu przysiada, je też właściwie w pozycji półleżącej... Czasami chwieje się na boki, ma problemy z zachowaniem równowagi i trafianiem do kuwety, nie jest i nigdy nie będzie w stanie wskoczyć nigdzie wyżej niż na moje niskie łóżko... I nade wszystko muszę pilnować jej wagi, ponieważ kiedy tylko robi się trochę większą kluseczką;), z chodzeniem u niej coraz gorzej![]()
Nie wiadomo dokładnie, ile Bidonek ma lat - tak jak już pisałam, jej zęby były w zbyt koszmarnym stanie, żeby na ich podstawie coś oceniaćNajprawdopodobniej jest najstarsza z moich Futer.
Ma złote serce i cudowny charakter. Zaskarbiła sobie jako jedyna akceptację krwiożerczej zazdrośnicy Bolki, z anielską cierpliwością toleruje zaczepki (gryzienie w głowę, pacanie łapą, grrroźne buczenie itp.) przygłupiego Piotrusia, nie denerwuje się nawet na agresywną wobec niej (rzecz jasna bez powodu) Tadźkę... A o uczuciach, które okazuje mnie, można byłoby napisać książkę... Tyle, że słowa i tak tego nie wyrażą. Nie opiszą tego wiecznego chodzenia przy moich nogach na chwiejących się łapkach, tego poskrzekiwania, trącania mnie mokrym noskiem... Nie oddadzą całej mądrości i wierności w jej spojrzeniu i tej błogości, którą ma na pyszczku, kiedy leży tuż obok mnie, wtula się i cichutko mruczy...
Nie wiem, czy nawet Bolcia kocha mnie aż tak bardzo. Tyle najprawdziwszej i najwierniejszej miłości w tym bidowatym koślawym ciałku... Gdybym nie poznała Bidzi, nie uwierzyłabym chyba, że istnieją koty bez charakterologicznych wad.![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
PS. a Paluszkowiec został na deser...jutro albo pojutrze...
Wielbłądzio pisze:czasem odczuwam silną potrzebę wypowiedzenia się w wątku dla wnerwionych...ale nic to, wróćmy do rzeczy
![]()
8. Bidunia (Ziutka)
Bida, Bidzia, Bidonek, Bidon, Biduś, Bidulka, Bidota, Bida z Nędzą, Nieszczęście, Bida i Ubóstwo, Stokroteczka, Księżniczka, Kwiatuszek, Maleńka...
Moja złotooka Stokroteczka. Jedyny kot stuprocentowo wart trzymania w domu, jedyny kot bez wad... Moje skrzeczące (bo ona chyba nie umie miauczeć... od początku tylko skrzeczy
) koślawe Nieszczęście, moja ukochana Bida z Nędzą
![]()
Bidulka była chyba moim zadośćuczynieniem światu;) po zatrzymaniu sobie superadopcyjnego MaciusiaTeż wzięta na DT po przeczytaniu apelu na Kociarni, też przytargana z SGGW, też czarna, też kochana i też złotooka (chociaż o oczach Bidzi należy napisać więcej: takich nie ma żaden inny znany mi kot...)... Tyle, że w przeciwieństwie do Maciejka jest raczej zupełnie nieatrakcyjna jako 'towar' adopcyjny - a przynajmniej dla osób, które zwykły najpierw wnikliwie patrzeć oczami zamiast sercem
![]()
Maciusia wzięłam na początku marca, Bidzię dosłownie kilka dni potem. Jeśli chodzi o Maćka, niestety już w dwa-trzy dni od przyniesienia go do domu byłam pewna, że go nie oddam... i mialam oczywiście wyrzuty sumienia, że zostawiłam sobie takiego kota, podczas kiedy tak bardzo brakuje miejsca dla przeróżnych bied
Trafiłam tym razem na Kociarni na wątek Ziutki z Korabiewic...
Drobniutka czarna koteczka o przecudnych bursztynowych oczach, spokojna i miła, została przywieziona z Korabiewic na leczenie. Spędziła jakiś czas na SGGW, coś tam wyleczono - ale w kolejce na klatkę czekały już kolejne korabiewickie koty, w stanie gorszym niż Ziutka - wobec czego ona miała tam wrócić... Niepełnosprawna, z chronicznym katarem i alergią pokarmową, skrajnie gapowata - los takiego kota w schronie jest jeszcze tragiczniejszy niż tych 'pełnowartościowych', poza tym nie ma przecież szans na trwałe wyleczenieZdecydowałam się...
Prawdę mówiąc, to dobrze, że zdecydowalam się tylko na podstawie zdjęć i opisu, nie znając jeszcze Ziutki osobiście... Bo nie wiem, czy gdybym wcześniej ją widziała, wiedziała o WSZYSTKICH jej zdrowotnych mankamentach - czy odważyłabym sięI przede wszystkim, czy wzięłabym ją do siebie, mając już właściwie od samego początku pewność (z przyczyny jw.), że to będzie kolejny kot rezydent...
Rany i ołysienia (plus jak się okazało: martwice) na całym futerku, resztki grzyba, świerzb, katar z duszącym kaszlem, zgniłe ząbki i chore dziąsła, niedowład tylnych nóg po pogryzieniu przez psa... Do tego jeszcze klasyczny schroniskowy 'zapach'Naprawdę totalna, żałosna Bida z Nędzą
Ale skoro już obiecałam, poszłam po nią, zaczęłam głaskać... skoro już spojrzałam jej w te piękne wielkie złote oczy i usłyszałam jak cichutko skrzeczy do mnie z ufnością... zabrałam ją. Całą drogę powrotną do domu przepłakałam, nie wiem czy bardziej z żalu czy z bezradności
![]()
Kiedy zaniosłam Bidzię (była taką bidą, że nie wychodziło mi mówienie o niej i myślenie po imieniu, tj. jako o Ziutce, a nie: Bidzi) do lecznicy i postawiłam na stole, Pan Doktor tylko ciężko westchnął i zapytał, czy za mało mam kłopotów
![]()
![]()
Samo doleczanie kataru trwało ponad miesiąc. W następnej kolejności leczenie świerzba i zmian na skórze, próby wyeliminowania alergii, prześwietlenia, wreszcie porządek w paszczy (to mój drugi obok Norci kot szablozębny;), tj. posiadający tylko kły) i sterylka... Ale niestety, kilka lat życia w biedzie i poniewierce (najpierw gdzieś na wsi, potem w schronie) pozostawiło trwałe ślady, 'dzięki' którym Bidunia nigdy nie będzie kotem specjalnie reprezentacyjnym wizualnie: martwice, trwale zmarniałe futerko, a przede wszystkim ten nieszczęsny paraliż tylnych łapek
Paraliż jest na szczęście dość lekki, nie powoduje np. problemów z kontrolowaniem wydalania czy ogólnie rzecz biorąc z chodzeniem - ale jest i tak już pozostanie. Kilku chirurgów orzekło zgodnie, że przyczyną tego stanu jest krzywy (i dosyć już stary) zrost kręgów w dolnej części kręgosłupa - jednak nie ma co próbować tego naprawiać, bo prawdopodobnie ingerencja przyniosłaby same straty...
Bidusia chodząc ciągnie trochę za sobą tylne łapki, dość często 'rozjeżdżają się' jej one na boki, czasami wręcz z tego powodu przysiada, je też właściwie w pozycji półleżącej... Czasami chwieje się na boki, ma problemy z zachowaniem równowagi i trafianiem do kuwety, nie jest i nigdy nie będzie w stanie wskoczyć nigdzie wyżej niż na moje niskie łóżko... I nade wszystko muszę pilnować jej wagi, ponieważ kiedy tylko robi się trochę większą kluseczką;), z chodzeniem u niej coraz gorzej![]()
Nie wiadomo dokładnie, ile Bidonek ma lat - tak jak już pisałam, jej zęby były w zbyt koszmarnym stanie, żeby na ich podstawie coś oceniaćNajprawdopodobniej jest najstarsza z moich Futer.
Ma złote serce i cudowny charakter. Zaskarbiła sobie jako jedyna akceptację krwiożerczej zazdrośnicy Bolki, z anielską cierpliwością toleruje zaczepki (gryzienie w głowę, pacanie łapą, grrroźne buczenie itp.) przygłupiego Piotrusia, nie denerwuje się nawet na agresywną wobec niej (rzecz jasna bez powodu) Tadźkę... A o uczuciach, które okazuje mnie, można byłoby napisać książkę... Tyle, że słowa i tak tego nie wyrażą. Nie opiszą tego wiecznego chodzenia przy moich nogach na chwiejących się łapkach, tego poskrzekiwania, trącania mnie mokrym noskiem... Nie oddadzą całej mądrości i wierności w jej spojrzeniu i tej błogości, którą ma na pyszczku, kiedy leży tuż obok mnie, wtula się i cichutko mruczy...
Nie wiem, czy nawet Bolcia kocha mnie aż tak bardzo. Tyle najprawdziwszej i najwierniejszej miłości w tym bidowatym koślawym ciałku... Gdybym nie poznała Bidzi, nie uwierzyłabym chyba, że istnieją koty bez charakterologicznych wad.![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
PS. a Paluszkowiec został na deser...jutro albo pojutrze...
skaskaNH pisze:O, wreszcie![]()
To ja sobie zaznaczę teren i poczekam na c.d.
Anuk pisze:Wielbłądzie!
Żeby tak własną babcię podstępem brać!
Użytkownicy przeglądający ten dział: Lifter, Silverblue i 45 gości