GaGoFiTooŚni to nasze Koty. Kiedy zamieszkaliśmy razem w 2004 roku zdecydowaliśmy, że:
GAndalf
GOga
FIlemon
TOsia i
ŚNIeżka
to nasza Rodzina i żeby móc pomagać innym Kotom, inne koty konsekwentnie będziemy oddawać do adopcji.
Jarek pisał wtedy:
Nie Lip 18, 2004
Dawno nic juz nie pisałem, co tam u kotuchów... Więc delikatnie nadrobię zaległości.
W ramach speeda adopcyjnego przybyli już do mnie Filemon i Toosia. Niedługo spodziewam się Śnieżki... Wszystko wskazuje na to, że wraz z jej przyjazdem osiągnę stan dokocenia maksymalnego w moich warunkach lokalowo-bytowych.
Pierwszy wątek GaGoFiTooŚnych: viewtopic.php?t=29 ... sc&start=0
Gandalf urodził się pierwszego lutego 2002 r. i był pierworodnym kotem mojego Męża. Wymarzony, miał być jedynakiem i chyba do tej pory to przekonanie gdzieś głęboko w nim tkwi. To chyba najbardziej urodziwy z naszych kotów.
Wielki pieszczoch, pogromca Podkołdrowych Potworów, w które przemieniają się nasze nogi, miłośnik gonitw za światełkiem latarkowym.
Gandalf niezmiennie zachwyca ludzi, którzy nas odwiedzają. Jak zawsze jest ekstremalnie zazdrosny o wszystko, co pojawia się w domu wraz z nimi. Torebki, plecaki, kurtki to wszystko jest jego jego jego!:P I niech ktoś mu spróbuje tłumaczyć, że jest inaczej! Gandalf się pogniewa i tyle. Ach! Jak miło być w centrum uwagi.




Goga urodziła się w czerwcu 2002 roku. Została znaleziona na Kazimierzu, podczas jednego z towarzyskich spotkań Kociarzy.
Zwinna i zgrabna kocia dziewczynka, która uwielbia ludzi. Niestety za innymi kotami nie przepada, trzymając je na dystans. Był taki czas, kiedy panicznie bała się naszych kocurków (niestety nie bez ich winy), ograniczając swoją aktywność życiową do kuchennych szafek, na których, wysoko pod sufitem, czuła się bezpiecznie. Na szczęście mamy to już za sobą. Za Gimpety o smaku łososiowym Goga jest gotowa zrobić... prawie wszystko.
Kiedy tylko kotów ubywa, ona zaczyna być królową podłogi. A ubywa na przykład, kiedy śpią...






Filemon obchodzi swoje urodziny 1 listopada, bo tego dnia zaczął swojego drugie życie. Znalazłam go tego dnia, 2003 roku, na cmentarzu. Bliski śmierci głodowej, ciężko chory, doszedł do siebie dopiero po kilku operacjach. Miał rozszczep podniebienia. Przez pół roku szukałam mu domu, adoptował go ode mnie Jarek, który był jedyną osobą, której mogłam powierzyć tego z trudem uratowanego, wyjątkowego dla mnie kota. Kota, który potrafi niemal po ludzku się przytulać. Filemon "wrócił do mnie" chwilę później, kiedy zdecydowaliśmy, że zamieszkamy razem. Filemon uczy się błyskawicznie, a jego ulubiona zabawką są... frotki.
Coraz bardziej ceni sobie spokój. Coraz chętniej szuka ciepełka, coraz częściej przychodzi się tulić. Ale też, kiedy w domu jest mniej kotów na tymczasie, chętnie pokazuje jaki potrafi być wesoły, radosny! Dalej uwielbia zabawy z człowiekiem - biega z nami po domu, bawiąc w chowanego... Filemon popisuje się sprytem, czając się za rogiem, a kiedy z kolei to on zostanie odkryty bryka uciekając z zadartym w haczyk ogonem... A potem mrucząc potężnie przychodzi się grzać na kolana... W jego futerku jest coraz więcej białych włosów... Ma niezłe wyniki nawet ostatnio. Konsekwentne pilnowanie karmy leczniczej i niepodjadania daje efekty. Posikuje tylko wtedy, kiedy w domu się zagęści... Daje nam znać, że co za dużo, to niezdrowo... Jest niezmiennie piękny. Kot z cmentarza.




Tosia [i] urodziła się wiosną 2004 roku. Została znaleziona przez pewnego pana na jezdni, nad nią przemykały samochody, a ona biedna leżała nie wiadomo jak długo... malutka, bardzo chora, 2-tygodniowa kotusia. Trafiła pod moją wolontaryjną opiekę. W jej uratowaniu bardzo pomogła mi Śnieżka, kotka, która w tamtym czasie trafiła do mnie i była zastępczą mamą dla niezliczonej ilości kociąt, obdzielając je mlekiem i liźnięciami szorstkiego języka. O Tosi Jarek pisał tak:
Tosia żyła bardzo krótko, tylko dwa lata. Umarła po zabiegu weterynaryjnym, niesprawiedliwie... Była kocim słoneczkiem."jest kwintesencją kociej radości życia. Bawi się cały czas. Robi przerwy tylko na mruczando okrutnie hałaśliwe. I jest śliczna i rozczulająca. Uwielbia wylegiwać się w plamie słońca na podłodze."


Śnieżka trafiła do Cichego Kąta w zaawansowanej ciąży. W moim domu odchowała swoje dzieci, wykarmiwszy przy okazji sporą liczbę kociąt, które w tym czasie trafiały pod moją opiekę (np. Tosię). Uratowała wielu z nim życie. Była bardzo płochliwa, wcześniej wiele lat prowadząc półdzikie życie. Śnieżkę, razem z Tosią adoptował ode mnie Jarek. Tosię, ponieważ zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Śnieżkę, ponieważ płochliwej, nerwowej, starej Śnieżki nikt nie chciał. Dużo czasu zajęło Śnieżce zaufanie człowiekowi.
Śnieżka, zwana Śniegulą Śniegową Kulą, starzeje się. Nie ma wątpliwości co do tego faktu, tak jak nie ma wątpliwości co do tego, że lubi drapanie po tyłeczku i głaskanie po głowie. Na odwrót mniej. Nie wiem czemu. Nie ma już większości zębów, ale dzielnie zajada suche, jakby nigdy nic. Jakby chciała w ten sposób odjąć sobie lat. Ciągle kopie w kuwecie jak superwydajna koparka robiąc przy tym tyle rabanu, że uszy puchną. I ciągle przebiega przez pokój żwawo, ku drapakowi, by tam energicznie naciągnąć pazurki, dać po łepetynie jakiemuś maluchowi i porozglądać się czujnie. Dużo śpi, kocha sterty pościeli i miękkie koce... Patrzę na nią i myślę sobie o tym, że kiedyś ktoś ją wyrzucił, że mieszkała na podwórku, głodowała, rodziła, walczyła... A teraz wybiera co miększe leże i domaga się masełka na palcu...





Tynio i Tobiasz byli naszymi tymczasowymi kotami, podopiecznymi Cichego Kąta. Znalazłam ich na jednym z krakowskich podwórek, 26.06. 2006 roku, gdzie niedożywione, chore nie miały żadnych szans na dłuższe życie. Płochliwi, biedniutcy, z trudem przekonywali się do ludzi, czyli nas. Przez ponad dwa lata czekali na dom, na adopcję. Byli bardzo ze sobą związani.
Tynio [i] był bardzo delikatnym i nieśmiałym kotem. Kwintesencją łagodności. Cichutkim, grzecznym kotkiem, który dopiero pod koniec swojego życia nam zaufał i uwierzył, że jesteśmy jego przyjaciółmi. Wiosną 2008 roku lekarze postawili diagnozę - chłoniak. Ostatnie miesiące jego życia spędziliśmy dbając, by Tynio czuł się szczęśliwy. Wydaje mi się, że nam się to udało. Tuż przed jego śmiercią adoptowaliśmy go, by nie umierał bezdomny. Dzielny, wspaniały kot, który bardzo kochał życie.




Tobiasza adoptowaliśmy po śmierci Tynia. Rok wcześniej na naszych rękach umarła ich siostra, Czarcinka. Nie doczekała się swojego domu, nasz był jedynym, który znała. Ponieważ Tynio i Czarcinka odeszli w tak młodym wieku jasne było dla nas, że Tobiasz znajduje się w grupie ryzyka. Postanowiliśmy, że będzie nasz i nie oddamy go nikomu.
Tobiasz jest naszym kochanym głuptaskiem. Łagodny, płochliwy, wewnątrz serca pozostał małym kociakiem. Kocha rytuały. Na głaski przychodzi, kiedy już leżymy w łóżku.


Rodzina Mamelów:
Znalazłam ich na swoim osiedlu, mieszkały w jednej z piwnic. Były bardzo chore. Kocięta urodziły się w czerwcu 2008.
Mamele
Została bardzo skrzywdzona przez człowieka, który kilka lat temu ją porzucił. By przeżyć musiała bronić siebie i życia swoich dzieci. Jest starym kotem... Zabrana do domu natychmiast przypomniała sobie, co to jest mięciutkie łóżko. Jest bardzo grzecznym, niekłopotliwym kotem, opiekuńczą matką. Wobec ludzi nie jest wylewna w okazywaniu uczuć.
Jest już wysterylizowana, odrobaczona, a chore zęby zostały wyrwane.


Spox
Bury Spoxik to cicha woda. Najbardziej niezależny, ale i najbardziej ciekawski z Mamelkowych dzieci. Wszystkiego próbuje, dotykając łapką. Ponieważ my także jesteśmy w kręgu jego zainteresowań, nas także paca łapką, wyróżniając zwłaszcza nasze stopy.
Spoxik:

Dzidka jest córeczką mamuni. Tfu: Mamelki.

Zdecydowaliśmy o ich adopcji, bo...
po pierwsze: nikt ich nie chciał.
po drugie: kompletnie nikt ich nie chciał... Musieliśmy kilka razy zmieniać definicję "kota tymczasowego", w końcu jednak nie dało się dłużej wierzyć, że są tymczasowo
