Kicia jest już po operacji - chodzi biedna chwiejnym krokiem, małe nie poznają jej i burczą. Śmiesznie to wygląda.
Ale, niestety, nie jest wesoło do końca. Tak, jak myślałam. Ten wyciek to kk. Dostałam dla niej gentamycynę w kropelkach - wet powiedział, że jak to nie pomoże, to wtedy coś silniejszego trzeba. Kazał mi też przyjść z małymi na odrobaczenie i szczepienie, żeby zniwelować ryzyko zakażenia od matki. Ale ja mam wątpliwości - pamiętam Rima miała wirus kk i dostała też echinaceę, wit C i jakieś antybiotyki. Moje pytania są następujące:
Czy sama gentamycyna, to nie za mało? Myslę, żeby jej dawać - zresztą wszystkim - echinaceę i wit C. A może zmienić weta?
Co z maluchami? Na razie oczka mają czyste i ładne, u jednego zauważyłam lekko brudny nosek - jakie są szansę, że będą chorować? Czy szczepić je teraz, czy poczekać? Może po szczepieniu ich stan się pogorszy?
Czy moje kociaste mogą się zarazić? (są szczepione i nie mają żadnego kontaktu z towarzystwem - no, chyba, że przez szparę u dołu drzwi...) Czy szczepić je teraz? (teraz powinnam je ponownie zaszczepić)
Kurcze, bardzo się tym wszystkim zdenerwowałam. Uprosiłam jakoś tż (chociaż rozwód jest w perspektywie

), żeby małe i mama zostały do ich adopcji, a tu sprawa się komplikuje, bo jeśli będą chorować, to cała akcja nieźle się przedłuży. Boję się też, że ludzie nie będą chcieli takich kotów adoptować, bo albo będą nosicielami, albo będą bardziej chorowite. Szskoda mi ich wszystkich tak bardzo...
