Metraż niewielki: Zamykamy!

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie sie 10, 2008 21:10

Dla fanów futer wielkoformatowych:
Nemo w misce
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek
Nemo lubi sobie czasem wleźć do miski, która na co dzień stoi zazwyczaj w wannie. Wypełnia ową miskę jak jakaś masa na ciasto - przelewa się, jak się niesie. I lubi, jak go wtedy w tej misce ponosić. Tu został zaniesiony na łóżko do sypialni (bo w niewielkim metrażu mam - a co! - dwa pokoje :) ). Tu nastąpiła pełna ekstaza. Trzeba było miętosić Koci Ogrom w tej misce, co przypominało trochę wyrabianie ciasta drożdżowego ;)
Nie wiem, co w tym było takiego cudownego dla kota, niemniej jednak Nemo zaliczył dzień do udanych i nie wyklucza podobnych zajęć w przyszłości ;)
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Pon sie 11, 2008 11:13

Wyrwałam myszę ze snu [lub przynajmniej dziwnego leżakowania na mordcę], aby przekazać pozdrowienia. ;)
Szczury hodowlane żyją na ogół 2 - 3 lata. Moja poprzednia szczurzyca dotrzymała trzech lat z jakąś chorobą. Tzn. nie miała tego od samego początku, pojawiło sie z czasem. Koło przedniej łapki wyrosła jej jakaś gula, która powoli rosła. Po pewnym czasie wydawało nam się, że nawet zaczęła się zmniejszać, lecz potem znów się powiększała. Pod koniec swojego żywotu na jej ciele zaczęło wyrastać więcej tych gul. Myszka pożegnała się ze światem w dzień moich urodzin. [*]
Duże, takie prawdziwe szczury żyją dłużej, nawet nie wiem ile.
A Nemo widać jaki zadowoloony, tylko by go głaskać i głaskać w tejk misce. :)

Magdallen. <3

 
Posty: 8
Od: Czw lip 31, 2008 18:49
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon sie 11, 2008 11:21

Chyba miała nowotwór - to z tego co wiem częste u szczurków :(
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Pon sie 11, 2008 20:45

Dzień miłych niespodzianek! Nemo zaskoczył mnie swoją inteligencją i komunikatywnością (nie pierwszy raz zresztą), Mufeczka pokazała się od zupełnie mi nie znanej strony.
Niewielki Metraż znajduje się na niewielkim osiedlu niewysokich bloków. Bloki budowano na początku lat 90-tych, jeszcze z wielkiej płyty. Ale za to jeszcze nie były to czasy, gdy każdy milimetr kwadratowy gruntu był na wagę złota. Więc w przeciwieństwie do dzieł współczesnych deweloperów, moje osiedle jest naprawdę zielone. Między blokami duże przestrzenie, trawniki, drzewa, krzewy... Za moim blokiem jest duży zielony trawnik, na nim dwa ogromne dęby. No, aż się normalnie chce z kotem na spacer wyjść!
Nemo czasem chadza na spacerki, Mufeczka też, przy czym Mufeczka lepiej chodzi na smyczy i jest lżejsza do noszenia. Nemo też nieźle chodzi na smyczy, ale ma takie chwile, że stwierdza, że on tu będzie leżeć...
Dzisiaj chciałam wziąć Mufkę, nawet ubrałam ją w szeleczki, ale była zaspana i nie chciała się ruszyć. Nemo zobaczył szeleczki i "miau". "Chcesz na spacerek?" "Miau." Zdjęłam szeleczki z Mufki, trzymam je w ręku - Nemo bodzie mnie łebkiem w rękę. Zakładam mu szeleczki, Nemo idzie pod drzwi wejściowe i "miau"! Byłam wzruszona!
Wyszliśmy na spacer o 17, wróciliśmy o 19! Najpierw obwąchaliśmy każdą trawkę na trawniku. Potem wytarzaliśmy się w piachu, wywalając brzucho do góry - trzeba było miętosić. Potem podjęliśmy próbę powrotu do domu. Nieudaną. Próba podejścia do klatki schodowej skończyła się nagłym szarpnięciem i nawrotem. Udaliśmy się na inny trawnik. Poostrzyliśmy pazurki na drzewie. Potem zadzwoniłam do znajomej, która zeszła do nas, a że zna pół osiedla, to zagadywała wszystkich przechodzących: "Piękny, prawda?" Ludzie ochoczo przytakiwali.
Na koniec naraziłam się Nemkowi... Znajoma zaczęła się zachwycać ogonem Nemka, a ja (głupia) chciałam jej pokazać, jaki jest gruby. Chwyciłam ogonek u nasady, a Nemo jak się odwinął, jak syknął wściekle... To jest ta jego mniej przyjemna strona... Niemniej jednak spacer należy zaliczyć do udanych!
Teksty ze spaceru:
Sąsiadka: "Jaki piękny! Jaka to rasa? Piękny okaz"
Druga sąsiadka: "Jaki spasiony! Ile razy dziennie go pani karmi?"
Sąsiad (innym razem): "To pani kot? TO KOT!? Jaki wielki!"
Nie muszę nikogo przekonywać, że Nemo jest duży...

A Mufećka? No cóż, ci co znają Mufećkę, to wiedzą, że inne koty to można najwyżej stłuc i że mają się od niej trzymać na dystans. Wskazany jeden metr strefy osobistej wokół Mufki, co na niewielkim metrażu nie zawsze się udaje.
A oto Mufećka bawi się z Kminkiem!
I to już od jakiegoś czasu, ale dopiero dziś uwierzyłam własnym oczom! Bawią się w berka - lekko pac łapką (bez pazurków i burczenia) i szalona ucieczka! I tak po parę razy, kilka razy dziennie! Coś jest w tym Kminku!
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Wto sie 12, 2008 14:26

Mufka sie "nawraca" na koty po prostu :twisted:

orchidka

 
Posty: 3587
Od: Czw cze 21, 2007 16:58
Lokalizacja: Warszawa/Pruszków

Post » Wto sie 12, 2008 15:20

orchidka pisze:Mufka sie "nawraca" na koty po prostu :twisted:

Ciekawa byłam, kiedy tu trafisz :)
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Wto sie 12, 2008 21:33

No i znowu nam przybyło do kompletu jedno z:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=3379062#3379062

A ja jak zwykle w chwilach przybycia nowego tymczasa mam chwile lekko zdołowane. Bo wcale nie chcę (bo znowu to samo - przerażenie kocie, leczenie, przywiązywanie się wzajemne, a wreszcie najbardziej stresujące - domu szukanie), a sumienie spokoju nie daje. Ja wzięłam jednego, a trójka rodzeństwa została (plus jeden podrzucony, plus jeden na sąsiednim podwórku, plus gromadka na podwórku moich rodziców...) I w ogóle kranik z kociętami jest odkręcony i końca nie widać.
Ja i tak mało tymczasuję, trzymam te tymczasy miesiącami... a zawsze się na początku stresuję. Nie wiem, czy wszyscy tak mają...
Nowe coś jest czarno białe, ma śmieszny okrągły łepek. I tyle na razie wiadomo. Płeć nieznana. Stopień dzikości również.
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Śro sie 13, 2008 22:13

Maleńka Tola miała obrzydliwego ropnia. Już przecięty, mała je antybiotyk, ładnie je i kuwetkuje... Powinno być lepiej.
Po 24 godzinach pobytu przełamała się :) Od początku dawała się dotykać, ale była cała sztywna ze stresu. Aż tu nagle: głaszczę ją, głaszczę, a ona się rozluźnia i przytula łepek do mojej dłoni. A za chwilkę zapuszcza malutki, nieśmiały motorek... Kurczę, kocham te chwile - kiedy z malej kupki strachu nagle uchodzi z wielkim świstem chociaż część strasznego przerażenia, kiedy pierwszy raz przytula się z ufnością ... i kiedy pierwszy raz coś tam zaczyna nieśmiało mruczeć w środku małego ciałka...
Bo miejsce kota to w ciepłym domku jest, z ręką przyjazną drapiącą za uchem, a nie w jakiejś piwnicy zapyziałej. I kot, nawet malutki, szybko zaczyna to rozumieć!
Teraz na kolanach leży mi doskonale rozumiejący tę życiową prawdę Kminek.
Kminek skonstatował, że człowiek służy do głaskania kota również po 24 godzinach pobytu tutaj i trzyma się tego do tej pory :)
W związku z pobytem małej Toli w izolatce (=mojej sypialni) śpię na rozkładanej sofie w salonie (zasadniczo powinnam pisać "duży pokój", ale "salon" brzmi dumnie!) Łoże to jest wspaniałe dla kotów, bo bardzo szerokie. Dla mnie, to trochę łoże tortur, ponieważ mechanizm rozkładania jest na tyle dziwny, że powoduje zawijanie się materaca wewnątrz konstrukcji. W efekcie po rozłożeniu, w okolicach lędźwi materac wznosi się w górę, by następnie opaść gwałtownie w dół na odcinku głowowym. Śpię więc z wiecznie bolącą szyją, przykryta skraweczkiem kołdry, który akurat udostępnia mi leżąca w poprzek niej Mufka. Jak rozciągnie łapki, to zostaje mi jakieś 20 centymetrów.
Obok głowy wznosi się Wielkofutrze, również w poprzek. Śpi w różnych pozycjach - czasem na boczku, czasem na wznak z łapkami wystrzelonymi w górę. Ale zawsze w poprzek i zawsze wielkim tyłkiem w stronę mojej twarzy.
W ostatnich dniach Wielkofutrze wnosi do łóżka cały piach zebrany na spacerach.
Aha - mamy nowy rekord :) Wczoraj byliśmy z Wielkofutrzem na spacerze, obeszliśmy blok w jedyne 50 minut. To duży sukces - w dodatku Futro szło samo, ładnie na smyczy. Jeśli nie liczyć jakichś 250 przystanków po drodze (wąchanie trawy, jedzenie trawy, polowanie na pasikonika, ostrzenie pazurków o dąb, tarzanie się w piachu...) poszło gładko!
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Sob sie 16, 2008 11:32

SOBOTNIE PORZĄDKI - WIEŚCI PROSTO Z FRONTU!

Kocie kłaki. Są wszędzie. Bardziej żywotne od igieł choinkowych, które jak wiadomo można znaleźć przez cały rok w najbardziej niespodziewanych miejscach. Choinka jednak nie mieszka w domu przez cały rok i nie linieje, nie wyleguje się też na kanapach i nie zagląda w każdy kąt. Kocie kłaki zaś nie tylko wyłażą garściami każdego kąta - one leżą sobie bezczelnie na środku!
Maleńka Tola opuściła wczoraj izolatkę sypialnianą, w związku z czym dzisiaj mam dodatkowe atrakcje w postaci usuwania krwi ze ściany (mała zaraz po rozcięciu ropnia przytuliła się do ściany w kąciku)
Wracam do akcji.
Koty oczywiście pomagają. Dzięki ich asyście, jak wiadomo idzie o wiele sprawniej.
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Sob sie 16, 2008 11:39

A nie, przepraszam, nie wszystkie asystują.
Mufka jak wiadomo jest damą (ze śmietnika, co prawda :twisted: , ale za to z odpowiednim do życia stosunkiem) i nie będzie tu w żadnych plebejskich czynnościach uczestniczyła!
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Sob sie 16, 2008 11:46

ja teraz po raz pierwszy przeżywam stresy tymczasowe i stwierdzam że się nie nadaję. nie umiem się zmotywować do szukania domu domu Joviemu, bo skradł moje serce.

Razem z Jovim mam teraz piątkę asystentów i jak słusznie zauwazyłas znacznie usprawnia to pracę - glównie polega to na tym że futra do sprzątania jest więcej i więcej - wszędzie, w ilościach hurtowych, plus piasek wykopywany z kuwet też w ilościach hurtowych. Uwielbiam sprzątać :-)

Kciuki za szybkie gojenie ropnia małej Tolci :-)

ewung

 
Posty: 9961
Od: Pon lis 13, 2006 13:04
Lokalizacja: Usa

Post » Sob sie 16, 2008 12:05

Tiaaa, żwirek też jest niezły, uwielbiam ten chrzęst pod stopami...
Jest fajnie, bo pańcia wyciąga spod łóżka różne dawno zaginione zabawki.

Ja się zakochuję w każdym tymczasie - i też nie lubię szukania domków.
Ale jakoś się wciągnęłam w tę robotę i tak ciągnę nieprzerwanie od grudnia...
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Sob sie 16, 2008 12:50

Anuk pisze:Ja się zakochuję w każdym tymczasie - i też nie lubię szukania domków.
Ale jakoś się wciągnęłam w tę robotę i tak ciągnę nieprzerwanie od grudnia...


bo to wciąga niemożebnie :twisted: :wink: i pewnie jeszcze sporo grudni na robocie zejdzie.
Melduję się na podczytaczkę :wink:
Obrazek
Nie ma Sopelka :(

tanita

 
Posty: 2891
Od: Śro lip 27, 2005 22:17
Lokalizacja: Warszawa-Bródno, forpoczta Mafii Tarchomińskiej

Post » Sob sie 16, 2008 14:57

Witam podczytaczkę :)
No właśnie się zastanawiam, jak długo wytrzymam w tym fachu...
Bo (chyba jak każdy tymczasujący) mam swoje doły w tym temacie.
Tak się zastanawiam, ile człowiek może znosić to ciągłe przywiązywanie się i rozstawanie, tą niepewność, czy się tym razem uda, stresy szukania domków (zawsze mi się tryb "nieśmiałość" wtedy uruchamia, razem z nieasertywnością, która jest moim raczej normalnym trybem...)
I ile mogę moje własne koty na choroby i stresy narażać...
I że bym czasem chciała tak na spokojnie, normalnie sobie z moimi kotami mieszkać, jak większość ludzi (może większość nie mieszka z kotami, ale za to większość mieszka sobie spokojnie)
Sumienie oczywiście raz uruchomione w tej kwestii, spokoju nie daje - bo skoro spróbowałam, i wiem, że można, to by mi było głupio zerwać z tą działalnością.
I czemu one tak za serce chwytają?
Bo chwytają... Może dlatego, że się je bierze zwykle chore i niepiękne... Takie grzybne kociątko - większość ludzi by się brzydziła dotknąć... a tu człek się po trzech dniach łapie na tym, że całuje toto po ryjku.
No i się patrzy jak to się gramoli tymi łapeczkami na prostą, jak mu oczka zaczynają błyszczeć, jak się sierść w kilka dni przemienia ze śmietnikowej na salonową. I ten moment, kiedy zwierzak stwierdza, że od tej pory to on się będzie przytulać.
One są takie wdzięczne - nie tylko w tym sensie, że urocze, ale także w tym, że zawsze, jak się takiego tymczasa przytula, to się pamięta o tym, jakie to było niechciane przez nikogo na świecie. I czasem mi się wydaje, że one też jakoś pamiętają o tym, że tak bardzo potrzebują tego przytulania.
Plusem tej działalności jest to, że się ma ciągle kociaki w domu :) No nie ma na świecie nic bardziej udanego niż kociak :) Chociaż dorosłe koty też bardzo lubię, bo mają te swoje charaktery bujne :)
Minusem jest to, że trzeba oddawać. Ja oddaję właściwie tylko dlatego, że następne czekają.
Na tytułowym małym metrażu mieszczą się trzy koty w porywach do czterech. Przy czterech robi się wszystkim ciasno. Kiedyś przez jedną dobę było 6 kotów w domu (Klakier ['] i spółka) - no i wiem, że sześciu kotów tu być nie może. Pięciu też nie. Nie może też być niekastrowanych dojrzałych kocurków - ja wytrzymuję bombę chemiczną, ale Nemo nie.
Więc gdybym tak miała 3 własne... to właściwie byłby to koniec tymczasowania. I to mnie motywuje, żeby jednak oddawać.
Dzisiaj się obudziłam - trzy koty w łóżku, Kminek (separatysta :twisted: ) jak zwykle nie w łóżku, tylko na fotelu obok. wszystkie rozciągnięte tak przeroskosznie, że ... ach :P No i w tym Toleńka maleńka - pierwsza noc poza izolatką i już maleńka wpadła na to, że miękka pościel to jest właśnie miejsce właściwe kotom do spania. Nikt jej nie musiał zachęcać, sama na to wpadła! Mądra dziewczynka! A jeszcze trzy noce temu spała na śmietniku (och, fuuuu, jakież to niehigieniczne 8)
I to jest piękne - ta ufność tych maleńtasów, to budzące się w małej bidzie przekonanie, że kotu w życiu ma być dobrze!
I chociaż domki, do których maleńtasy trafiają są bardzo dobre, to wiem, że ja mam z nimi takie niezwykłe, wzruszające przeżycia. Dlatego tak trudno to oddawanie idzie...
Ech, rodzeństwo małej Toli wciąż na tym śmietniku :(
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

Post » Sob sie 16, 2008 22:24

Buuuuhhhuhuuu :crying:
Ja widziałam po jej minie, że mi dziś nasika na kanapę! Byłam pewna.
Mufka ma takie dni, że chodzi jak dynamit.
Nie wiem, o co tym razem chodziło. Czy o to, że mała się pojawiła "na pokojach", czy o to, że przy Mufce robiłyśmy zabieg na małej (czyszczenie ropnia), czy o to, że jej nie dałam leżeć na upranej pościeli. A może jej się zebrało?
To się chyba stało wtedy, jak po zabiegu poszłyśmy z Moniką P (forumowiczką i moją sąsiadką) karmić koty i Mufka nie miała jak wejść do kuchni, bo w progu jadła mała i była pilnowana, żeby zjadła antybiotyk.
Bo wcześniej siusiu nie było na kanapie na pewno, a zaraz potem wyszłam z domu i wróciłam przed kilkoma chwilami. Więc to się musiało stać po kolacji.
Plama zapsikana odplamiaczem... a ja przerażona. Bo ostatnio, jak Mufka narzekała na życie, to sikanie trwało całymi tygodniami...
Obrazek Obrazek

Anuk

 
Posty: 6550
Od: Pon paź 15, 2007 20:58
Lokalizacja: Pruszków

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: zuzia115 i 190 gości