GaGoFiToośni bardzo dawno nie odświeżali swojego wątku.
Adoptowaliśmy Tynia i Tobiaszka z Cichego Kąta. Tynio i Tobiaszek byli u nas ponad dwa lata kotami tymczasowymi. Tynio umarł, miał chłoniaka. Zdążyliśmy adoptować go zanim umarł... Został z nami jego brat, Tobiaszek, którego zdążyliśmy już dawno pokochać.
W międzyczasie przeżyliśmy przeprowadzkę do innego miasta i mieszkania, w którym koty mają aż dwa wejścia na balkon

dostały też dwa nowe drapaki.
Wczoraj przyjechały do nas, na oswajanie i szukanie domów, dwa CK dzikuski, Vegas i Boston.
Śliczni, przerażeni, malutcy. Są bardzo pracowici - odrobili wczoraj kilka lekcji z oswajania i przyznam, że znakomicie im idzie. W nocy Boston wisząc na kratkach klatki płakał, spałam przy zaświeconym świetle, bo wtedy płakał jakby mniej
Dziś rano usłyszałam jego mruczenie, prężył mi się pod ręką z zadowolenia
Vegas jest bardziej nieśmiały, spędza czas pod posłankiem, ale i on robi postępy.
Dziś wracałam ze szpitala, od TŻ i...
zobaczyłam, niedaleko domu, że dziewczynka trzyma kota na rękach. Kocię chore, odwodnione, bezdomne, piwniczne.
Zupełnie nie w porę, kiedy nie mamy sił i czasu i możliwości zajmować się tak biednym malcem.
Sytuacja bez wyjścia. Kociątko pod pachę, do domu, zapakowałam w kontenerek i do najbliższej dużej lecznicy powędrowaliśmy na piechotę.
W lecznicy hmmm....
przyjął nas wet bioenergoterapeuta.
To taki, który nie zaglądając ani do pysia, ani do uszu, nie używając słuchawek i termometra leczy wycieńczone, śmierdzące, zaropiałe kocię.
Mała dostała 10 ml płynów pod skórę, z czego połowa się wylała

betamox i receptę na maść. Marna pomoc, ale jestem dobrej myśli, bo malutka (sprawdziłam - to ona) ma dużo chęci do życia.
Nakarmiłam ją strzykawką, umyłam. Zaglucona jest strasznie, nosek zapchany. Oczka zapuchnięte, na jednym na pewno są zmiany, ale póki co trudno mi to ocenić.
Jutro mamy koniecznie zgłosić się na kontrolę

tylko, że Betamox podaje się co 48 h. Ciekawa jestem, co będzie jutro na kontroli. Może znowu 10 ml płynów?
Martwię się, bo dziewczynka powiedziała mi, że tych kotów jest tam więcej, tylko się ukryły w piwnicy

Czuję bezradność, nasza sytuacja nie pozwala mi teraz na bieganie po piwnicach.
Nie mam gdzie ulokować malutkiej, by nie stanowiła zagrożenia dla reszty kotów.