Przyleciałam dzisiaj z pracy i Gizmem pognaliśmy do weta (bo najbliższy tylko do 18-stej a ja wracam do domu 17:30) na kolejny zastrzyku, jutro powtórka. Odstawiłam kota do domu, poleciałam po jedzenie i żwirek, bo oczywiście wszystko się skończyło. Odstawiłam kocie zakupy i pojechałam ze "zgwałconym " w celach transportowych kolegą po klatkę do Miuti, dla Maksa, bo tę która pożyczyłam w poniedziałek z wielkimi problemami okazało się, że już muszę oddać. Przyjechałam do domu 20:30 to uznałam, że najpierw muszę kotom posprzątać, zwłaszcza niekastrowanemu Maksowi

bo mnie smród zabije. Wtedy wszystkie koty zatęskniły za mokrym żarełkiem, bo suche przez dzień już im się przejadło

Wtedy ja im powiedziałam, że tęsknię za jakimkolwiek żarełkiem, bo ostatnio jadłam precla w ramach drugiego śniadania.Wtedy one popatrzyły na mnie tak, że .... odniechciało mi się jeść. I teraz łazęgi pokładają się z pełnymi brzuchami a ja marzę o tym aby dać im lekarstwa i iść spać.
Po pierwsze to dlaczego ja mieszkam w starej kamienicy bez windy na czwartym piętrze a po drugie to, Boże, kiedy ten mój TŻ wróci?, on tak dobrze gotuje, on w ogóle znajduje czas na gotowanie i jeszcze targa kilogramy zakupów

Zawsze mówiłam, że faceci w życiu się przydają, zwłaszcza jak trzeba przestawić szafę
