Dziś od rana gdy tylko jakiś kot mi podpadł w trakcie przygotowań imprezy rodzinno-imieninowej szeptałam mu do ucha całkiem niewinnie "
poczekaj tylko, przyjedzie dzidzia i nic już nie będzie takie samo
Jest już po wizycie.
Dzidzia żyje
Koty też
Dzidzią jest moja ukochana bratanica. Jak mówimy na nią w rodzinie "
człowiek-demolka". Co to chwili nie usiedzi na miejscu tylko lata jak fryga, eksplorując co się da. Natalce kotki od razu się spodobały. Zaczęła piszczeć i wyciągać rączki. Mruf natychmiast zwiała do łazienki. Pesto trzymała się na dystans. Niezastąpiony Sop podszedł, dał się obejrzeć, dotknąć, wykazał przyjazne zainteresowanie.
Generalnie koty zachowywały bezpieczną odległość, myślę jednak, że przy odpowiedniej ilości czasu całe towarzystwo mogłoby się zaprzyjaźnić.
Całe oprócz Mruvinki, która w trakcie wizyty dzidzi wyglądała tak:
Pesto jak to Pesto sfotografować się nie dała a raczej pozowała wtedy, kiedy nie miałyśmy pod ręką aparatu. W ogóle najfajniejsze rzeczy działy się oczywiście wtedy kiedy fotograf był daleko
Udało nam się uchwycić jedynie coś takiego
i szczęśliwą Natalkę na drapaku:
