Dzisiaj będzie zagadka:
co/kto to jest: biega po całym domu z szybkością błyskawicy i wrzeszczy w niebogłosy. pytany o co wrzeszczy - wrzeszczy jeszcze bardziej tylko w innej tonacji. To oczywiście Budyń-który-ma-fazę.
co/kto to jest: przemyka jak cień, właściwie to chyba jest cieniem, wołany nie odzywa się, za to potrafi ni z tego ni z owego ząlośnie zapiszczeć na drugim końcu mieszkania, a jak człowiek pogna zobaczyć, co się dzieje, okazuje się, że źródło dźwięku siedzi pod drzwiami szafy i piszczy z wściekłości, że nie dają się otworzyć? To BluMka-na-co-dzień.
(nie będę pytać kto to jest: siedzi w fotelu, marudzi, ale robi pycha śniadania. to mój TZ, ale to nie jego wątek)
I jeszcze jedna: czym można wkurzyć pańcie jak siedzi przy komputerze? Należy wejść pod biurko, najlepiej w ten kawałek między biurkiem a ścianą, znaleźć tam teczkę zamykaną na gumkę, naciągać tą gumke pazurami i puszczać. I jeszcze raz, i jeszcze raz.... to tak fajnie stuka, a pańcia się tak śmiesznie denerwuje i zaraz się zrywa, patrzy za to biurko, wytrzeszcza się.... Śmiesznie, można tak z 10 minut... A potem można puścić BluMkę a drugą zmianę.
Czy ja już pisałam, że rudy kocha kabanosy? Ja też

Wygląda to m/w tak: przychodzę do domu, głodna jak stado wilków. Zdejmuję kurtkę. Wróć! Najpierw głaskam koty. Potem zdejmuję plecak, kurtkę i takie tam inne. Daję kotom jeść (nie kabanosy). Idę się przebrać, po drodze sprzątam kuwetę (albo i nie), po drodze intensywnie myślę, co by tu na tzw. obiad... Wracam do kuchni. W międzyczasie BluMka opędzlowuje michę swoją i dobiera się do Budyniowej. Gonię BluMkę. Budyń tańczy nad michą, ale nie je. Ja otwieram lodówkę. O, są kabanosy. To ja jeszcze pomyślę, co z obiadem. Biorę kabanosa, idę do pokoju. W tym czasie koło nóg przelatuje mi biało-ruda błyskawica, która wpada na fotel stojący na trasie kuchnia-kanapa. Błyskawica zamienia się w kotka, staje na fotelu, przednie łapki na oparcie i patrzy mi czule w oczy, wydając przy tym sygnały dźwiękowe, żebym na pewno go zauważyla... Ja postanawiam być twarda. Mijam fotel. W tym momencie czuję pazurki wbijające mi się w pośladki. Próbuję zrobić unik, "schodzę" z pazurków, idę na kanapę. Biało-ruda błyskawica już tam jest. Siadam. Gryzę kabanosa. Budyń zaczyna obryzać drugą stronę - ale nie odgryza, tylko łapie zebami, tańczy wkoło, mruczy jak traktor. Odgryzam kawałek, daję kotu. I za chwilę znowu obgryza drugi koniec, znowu tańczy... i w ten sposób rytualnie zjadamy sobie kabanoska... (w tym czasie BluMka omiata Budyniową miche do czysta i znowu chyba utyła)
A dziś w nocy obudziłam się ni z tego ni z owego i...chyba musiałam się obudzic, żeby coś takiego zobaczyć. Nie wiem, czy to z zimna, czy z innych przyczyn, ale oto co ujrzałam: BluMka wyciągnięta jak struna między głową moją a TZa - do mojej głowy przytulała plecki. Poniżej BluMki, lekko zwinięty w kłębek na kołdrze - Budyń. Śpią. Posapują równym oddechem...Nikt nikogo nie wylizał! Nikt nikogo nie podgryzał! Normalnie złotymi zgłoskami zapiszę (nia ma złotej czcionki).... O, nocy, trwaj!
(niestety, nad ranem BluMka znowu kaszlała, ale o tym w wątku chorobowym)