Qua znowu zaczyna mieć poważne problemy z zębolkami. Już od kilku dni łapkami "sięga" do pyszczka, a dzisiaj zauważyłam, że wokół mordeczki robi się ciemny nalot. Jednak pomimo tego humor Grubalkowi dopisuje przedni, leczymy na razie zachowawczo homeopatią, jak do środy nie będzie poprawy wtedy pojedziemy, żeby coś cięższego zastosować. Martwi mnie to o tyle, że ten wyjazd jest. A dzisiaj pomimo pięknej pogody większość dnia postanowiłam spędzić z Małą Białą Bezą, bo ostatnio jakoś nam to nie wychodziło. Więcej doby mnie nie było niż byłam. Wczoraj wyszłam ok. 11, wróciłam o 6 rano ;/ Jak weszłam do domu przywitała mnie niemal natychmiast rozkrzyczana mordeczka domagająca się 100% mojej uwagi i zainteresowania. Przecież nie odmówię Królewiczowi z całkiem pokręconej bajki.
A rano.. no dobra tak rano już nie było o 10.30 odwiedził nas Tata, mając jakąś sprawę do Mikiego. Oczywiście jego odwiedziny obudziły mnie ale udawałam, że tak nie jest i szczelniej zakryłam się kołdrą. W pewnej chwili słyszę pukanie do pokoju, udaję, że nic się nie dzieje. Pukanie się ponawia a za nim otwarcie drzwi (uwielbiam takich gości wrrr), zakryłam się szczelniej kołdrą w myśl zasady, że jak mnie nie widać to mnie nie ma. Tata zasadą się nie przejmuje w pewnej chwili przerwał tok wypowiedzi i słyszę "coś tu się rusza". Szybka analiza sytuacji, ja śpię tak wygodnie, że aż niewygodnie, nie muszę się wyginać, jestem stosunkowo wyprostowana. Już wiem co się rusza, ale lekko zdejmuje kołdrę z głowy i robię szybki rzut oka na to "coś". Faktycznie powierzchnia niebieskiego kocyka zaczęła falować... i tak oto Qua zdobył oddanego fana. Oczywiście zabawa na całego, bo "on tak fajnie poluje". Oczywiście przy akompaniamencie niezadowolonego mrrial było też odchylanie niebieskiego kocyka

wreszcie cisza i spokój. Panowie poszli się bawić na placu zabaw (czyli w pokoju my).... jak tata poszedł uznałam, że nie ma co udawać, że nadrobię zaległości w śnie i też wstałam. Qua z miną pana i władcy leżał w kałuży słońca, a obok niego widać było zabawkę.
Przed chwilką przeczytałam o Saszce (mam go w podpisie) przeczytałam i się spłakałam patrząc na tą moją rozgadaną kotulkową mordeczkę. Poszłam też z mordulką dzisiaj na spacer. Okazało się, że drzwi od rowerowni są otwarte więc od razu Gruby tam pobiegł zadowolony gadając niczym wściekła fryga. Jak udało mi się go wywabić z tego jakże interesującego punktu i wyszliśmy na dwór, okazało się, że cudo sąsiadki (czyli niebieski kot rosyjskopodobny) spędza miłe chwile na balkonie (przywiązany smyczką, żeby nie uciekł). Cudo jak zobaczyło niezbyt cudnego nieboraka rozgadało się, że hoho. Qua spojrzał na mnie jakby chcąc się zapytać czy z tym gadającym wszystko ok. Miauknął, otarł się o mnie i wielce zainteresował się trawą rosnącą pod balkonem nieboraka. Trawa była niesamowicie ciekawa i każde źdźbełko trzeba było powąchać, ocenić. Niebieski miauczał rozpaczliwie, Qua wreszcie łaskawie odpowiedział mu, więc niebieski dalej gadolił, Qua wąchał trawkę. Nagle niebieski zamilkł. Qua spojrzał na mnie, na niego, wrócił do wąchania trawki ale tym razem gadając. Jak niebieski powrócił do mówienia Qua zamilkł zaciekawiony trawką, jak niebieski milkł Qua wydawał kilka odgłosów bez patrzenia na niebieskiego, który zaczynał miauczeć

Generalnie Qua mało był zainteresowany.