Jest fatalnie
Wczoraj byłam z Całką i ze Żwirkiem, który stracił apetyt. Całka dostała antybiotyk, Żwirek obmacany (pęcherz niewypełniony), dostał kroplówkę. Po powrocie do domu Żwirek chodził do kuwet, napinał się ale nie wydusił ani kropelki. Dałam mu no-spę, ale tak się męczył, że po niecałej godzinie wsiadłam z nim w taksówkę i pojechałam znowu do lecznicy.
Musiał zostać znieczulony, pani doktor prawie godzinę masowała go na wszelkie sposoby i wenflonami (bez igły) odtykała siusiaka. znowu czop był na samym końcu, ale nie chciał wyleźć. W końcu się udało, a ja piszczałam z radości nad sikami Żwirka. Z lecznicy wyszliśmy po 22.00.
Do domu wrócił niewybudzony, żeby się nie wylizywał i nie napinał znowu, żeby nie napuchł za bardzo. Do nocy siedziałam z nim i pilnowałam, nie trzeba było dawać wybudzacza (na wszelki wypadek dostałam na wynos).
Bardzo dziękuję Hanie z odwiezienie nas w nocy do domu.
Dziś jedziemy z nim na usg. I z Całką na antybiotyk. I oddać Wróżkę.
Mam dość i padam na pysk (dziś rano łapałam w GUSie, bez skutku w dodatku). Zawalam wszystko co tylko mogę. Nie mam siły na nic i czasu na sen. I majątek tracę nie tylko na leczenie, ale i na te cholerne taksówki