A u mnie był ciężki dzień...
O 6 rano Kinia zaczeła rodzić... i mamy 8 nowych podopiecznych
3 czarne chłopaki
2 rudo - białe chłopaki
1 trikolorka
1 pręguska
1 buro - biała
Z jednym z czarnuszków nie wiem jeszcze co będzie... rodził się ostatni, błona, w której zazwyczaj rodza się maluchy pękła w drogach rodnych i maluch zachłysnął się wodami płodowymi. Odessałamgo strzykawą i wszytsko było ok... ale koło 17 usłyszałam z kojca straszne miauczenie i gulgotanie - okazało się, że to właśnie James się dusił. Mleko wychodziło mu noskiem, pysiem

co się dało odessałam, resztę musiałam z niego wytrząsnąć. Najgorzej zniosła to wszytko Kinia, jak usłyszała, że mały tak płacze to wskakiwała mi na umywalkę, próbowała zębami wyrwać mi go z ręki a jak wyniosłam ją z łazienki, to myślałam, że drzwi rozwali
Mały jak na razie doszedł do siebie, nie gulgota, czysto oddycha, je ładnie i jest ruchliwy... mam nadzieję, że pozbiera się
Fotki wrzucę jutro.
A z dobrych wieści - Jordan zrobiła dziś sama do kuwetki kupkę

Co udało mi się uwiecznić
A przy okazji znalazłam jeszcze fotki Maurycego i Misia
