Coś tam wybrałam z masy zdjęć, na których głównie widać rozmarzone pyski albo ogony bo oba koty choć szczególnie nie szaleją to jednak są dość mobilne. Zwłaszcza jak widzą aparat.
Pyszczulek wciąż jest trójkątny a doopka chuuuda, ale za to jak się przejedzie ręką po brzuszku to jakoś tam okrągło... Serca drobiowe panu Myślnikowi smakowały raz i się znudziły, puszki są be. Chrupki nieodmiennie wciąga bez zahamowań. A dziś? Dziś obierając ugotowane ozory wieprzowe ze skóry usłyszałam w okolicach łydek jakieś przeciągłe, żałosne piski. To oczywiście był pan Chuuuda Doopka. Wiem, że wieprzowina jest be dla kotków, ale gotowana chyba nie jest tak niebezpieczna? Tak czy inaczej Kocio dostał solidne pół ozora, które pochłonął z dziką rozkoszą. Ruda Ciotka jako zdeklarowana chrupkożerna wegetarianka z wysokości taboretu przyglądała się temu z wyraźnym niesmakiem.

Tak w ogóle to mają z Rudą Maupą mały rozejm. Jeszcze wczoraj ta wcielona złośliwość polowała na małego. Nie za intensywnie i nie za agresywnie, ale np. ni z gruchy ni z pietruchy złośliwie usiłowała wygryźć mu resztki podogonia. Nie zdzierżyłam i zainterweniowałam wrzaskiem i fukaniem, a potem stanowczo odwróciłam Rudą w inną stronę. Na wieczór Myślnik wdrapał się na kołdrę i ułożył wygodnie kiedy przyleciała Ruda Maupa i mie spuszczając z niego oka zaczęła podnosić łapę na niewinne kocięctwo. I tu się zdziwiła bo Myślnik co prawda przewrócił się w geście poddania na grzbiet, ale opluł ją z góry na dół lub raczej z dołu do góry

. Uśmiałam się zdrowo bo Rudą wcięło. Nie bardzo wiedziała co zrobić. To nie był koniec zabawy. Ponieważ Myślnik siedział na samym końcu łóżka w ferworze plucia zsunął się z końcówką kołdry między łóżko a ścianę-po prostu nagle zniknął wciąż sycząc

. Ruda nie zniosła tych rewelacji i po prostu uciekła, a ja zachłystywałam się ze śmiechu jeszcze przez następne 10 minut. No i dzisiaj polowanka nie było,za to było lizanko czarno-białego łebka i ogólna zgoda, a wieczór wygląda tak(świeżutkie zdjęcie sprzed paru minut):
Pełna sielanka...