Wszyscy oni są naprawdę niezwykli, co do jednego ogonka. Trudno o nich myśleć inaczej, niż o kocich osobowościach.
Milusia, wtulona teraz z futro babci - Śnieżki, śpi sobie smacznie.
Zwyczajnie przemiła i nadzwyczajnie grzeczna.
Pamiętam niedzielę, kiedy do nas trafiła. Byłam wściekła, bo ktoś, kto kilka dni wcześniej opowiadał mi o nich, o tym, że kocięta razem z mamą koczują pod piwnicą (ktoś, na kogo liczyłam, że zareaguje zgodnie z sumieniem kociarza) zadzwonił tylko w jednym celu - "przyjedźcie, bo trzeba je już uśpić".
Wyglądała tragicznie, oczy przy każdej próbie wymycia z ropy krwawiły, kociaki byłe całe we pchłach, odwodnione:
Kiedy Milusia zaczęła zachowywać się po kilku dniach intensywnego leczenia jak radosne kociątko, byliśmy szczęśliwi:
Weterynarz, pod opieką którego Milusia dochodziła do zdrowia (okulista) bardzo nam pomógł. Zalecił wiele leków, w tym taki, dzięki któremu po strasznym wrzodzie została tylko malutka mgiełka, ledwo widoczna. Milusia WIDZI na obydwa oczka:
Przez całe, uciążliwe dla niej leczenie, była niezwykle ufna - nigdy nie próbowała nawet bronić się przed myciem, zakrapianiem oczu, smarowaniem maścią...
To naprawdę wspaniała kotka, ubrana w biało-bure futerko.