O Piracie chcę wspomnieć z kronikarskiego obowiązku. Skoro napisałam o moich tymczasowych kocicach, to i jego historię też muszę tu umieścić.
Kot pojawiał się w okolicy drukarni już od dawna. Przyjaźnił się jeszcze z Julką

. Czarny kocur z żółtymi oczami – trudno się dziwić, że się jej podobał

. Gdy dotychczasowy teren Sznycka zrobił się wolny, Pirat zaczął częściej bywać przy drukarni. Kiedy zobaczyłam, jak rozrywa foliowy worek ze śmieciami w poszukiwaniu jedzenia, zaczęłam regularnie wystawiać mu michę w miejscu, w którym kiedyś karmiłam Julkę i jej maluchy. Pirat szybko załapał porę posiłków i meldował się codziennie. Zaliczał śniadanie i szybko znikał. Czasem karmiłam go ja, czasami Michał. Kot nigdy nie pozwalał nam podchodzić do siebie zbyt blisko. Kolejny dziki, dziki, dziki...
Trzy dni przed końcem ubiegłego roku Pirat pojawił się na karmieniu z bardzo opuchniętą prawą stroną pyszczka. Oczywiście nie pozwolił do siebie podejść i zbadać, co jest tego przyczyną. Sprawa wyjaśniła się dzień później – kot przyszedł z lejącą się ciurkiem spod policzka ropą. Wyglądało to bardzo nieładnie... Oczywiście nie mogliśmy go tak zostawić!
Akurat mieliśmy przerwę urlopową, więc warunki były idealne, by dzikusa schwytać i przymusowo zamknąć na czas leczenia w drukarni. Michał zwabił Pirata do transportera pachnącym tuńczykiem. Kot początkowo rzucał się, warczał, wściekał

. Przeczekaliśmy spokojnie atak furii i "wytrzepaliśmy" go z transportera do dużej klatki z posłaniem, miseczkami i kuwetą. Miał tam doczekać 2 stycznia i wizyty u weta. Po początkowej fazie paniki i pokazywania jaki jest groźny, dał sobie wytłumaczyć ciepłym głosem, że jest mądry, kochany i prześliczny

. Umierając ze strachu, odważyłam się go pogłaskać, na co mój
kolejny dziki kot rozmruczał się i po kociemu rozanielił . Chwilę potem pozwolił sobie przemyć ropień rivanolem i wyczyścić uszy. Rozsiadł się w klatce jak w salonie i spędził tam samotnego Sylwestra.
Szybko zaproponowałam mu zmianę lokalu. Do zdrowia wracał już w naszym biurze.
Założyłam mu wątek na kociarni:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=70525
Początkowo szukałam dla niego jakiegoś przyjaznego kotom gospodarstwa, bo myślałam, że w takim miejscu będzie mu najlepiej – wszak dotąd żył jako kot wolny. Ale z każdym dniem przekonywałam się, że Pirat to mega przytulak i że trzeba szukać mu domu.
Oczywiście zakładałam, że domu będę szukać i szukać – w końcu kot dorosły i na pierwszy rzut oka nie bardzo powalający urodą

. A tu niespodzianka – dom znalazł się błyskawicznie! Do tego dobry, odpowiedzialny, zakochany w zwierzętach. Pirat jeszcze przebywa pod moją opieką, ale już niedługo zawiozę go do jednego z naszych klientów.
Muszę przyznać, że trudno będzie mi się z nim rozstać, bo to jeden z tych kotów, które chciałoby się zatrzymać na zawsze. Głos serca zagłuszany jest jednak przez rozsądek podpowiadający, że to jedyne wolne miejsce trzeba trzymać dla kolejnej bidy, która (jak znam swoje szczęście) pewnie się wcześniej czy później przybłąka...
Joasia