Bardzo prawdopodobne, że Pirat ma jakiś swój dom, ale to musi być bardzo byle jaki dom... Wiosną tamtego roku widziałam Pirata z krwawą szramą na pyszczku. Uciekł w popłochu, gdy próbowałam się do niego zbliżyć. Jakiś czas później odnotowałam, że jak większość okolicznych kotów - jakoś SAM się z tego wylizał...
Trzy dni przed końcem roku Pirat pojawił się na karmieniu z bardzo opuchniętą prawą stroną pyszczka. Oczywiście nie pozwolił do siebie podejść i zbadać co jest tego przyczyną. Sprawa wyjaśniła się dzień później – kot przyszedł z lejącą się ciurkiem spod policzka ropą. Wyglądało to bardzo nieładnie...Nie mogliśmy go tak zostawić!
W ostatni dzień Starego Roku Pirat został podstępem zwabiony do transportera i zamknięty tymczasowo w naszej drukarni w dużej klatce z posłaniem, miseczkami i kuwetą. Miał tam doczekać 2 stycznia i wizyty u weta. Po początkowej fazie paniki i pokazywania jaki jest dziki i groźny, dał sobie wytłumaczyć ciepłym głosem, że jest mądry, kochany i prześliczny




Wczoraj zaliczyliśmy wizytę u weta. W planach była kastracja, ale ze względu na lekkie przeziębienie Pirata, zabieg został chwilowo odroczony. Skończyło się na zastrzyku z antybiotykiem i odkryciu świerzbu w uszach.
W tej chwili Pirat już nie pamięta, że był dziki

Zakładam mu wątek, bo chciałabym żeby ten kot docelowo znalazł jakiś bezpieczny kąt. Do tej pory świetnie radził sobie na wolności, ale marzy mi się dla niego lepszy los. Jeżeli znacie jakieś gospodarstwo, przyjazną kotom stadninę, to chętnie go tam oddam. Wcześniej oczywiście wykastruję i zaszczepię. Chcę by nadal był wolny, ale żeby miał kogoś, kto zapewni mu codziennie pełną miskę i opiekę weterynaryjną, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Oto Pirat:




Joasia