Modjeska pisze:Niestety w kwestii nadziei Mag, że Pan Kot szybko zaprzyjaźni się z Małą, to muszę przyznać, że mam coraz więcej wątpliwości. Pan Kot jest w coraz lepszej formie, mniej śpi, trochę wychodzi do ogródka i w związku z tym ma dużo okazji żeby spotykać się z resztą stada.

I tu zaczynają się schody. To, że Pan Kot nie dopuszcza nikogo do swojej miski uważam za normalne i zrozumiałe po tym co przeszedł. Niestety, ostatnio przyuważyłam kiciusia jak traktował łapą Okruszka tylko dlatego, że mały znalazł się w jej zasięgu i sytuacja taka powtarza się również w przypadku innych kotów. Nie przesądzam tu całkowitej niemożności zaprzyjaźnienia się ale nie będzie łatwo i trzeba być przygotowanym na długotrwały proces. Co Ty na to Mag?
Powinnam napisać, że na pewno wszystko się ułoży i damy radę, ale wolę być uczciwa - starają się trzymać panikarstwo na wodzy - naprawdę nie wiem, czy stanowimy odpowiedni dom dla Pana Kota
Kociaste oczywiście nie muszą sobie jeść z pyszczków (chociaż fajnie by było popatrzeć na dwa przytulone kłębuszki), w każdym z pomieszczeń jest dość wygodnych miejscówek pozwalających im nie wchodzić sobie w drogę. Łóżko jest na tyle wielkie, że mogą spać przy nas i jednocześnie trzymać się od siebie z daleka. Jeśli oczywiście zechcą.
Nigdy nie mieliśmy dwóch kotów, ale tu jestem spokojna - czego nie znajdę na forum, to mi podpowiecie
Najbardziej się obawiam niedopasowania charakterów kociastych. Mimblotka - nie wiem, czy to kwestia wieku (4 miesiące, nasz pierwszy młodziak) czy to stała cecha charakteru - jest okrutną złośnicą. To bardzo ufne i ciekawskie stworzenie, pierwsza rzuca się do drzwi słysząc dzwonek, nie boi się wody, nie boi się odkurzacza; jest bardzo przytulasta - jeśli wychodzimy na dłużej do innego pomieszczenia, nawet gdy śpi, to przylatuje do nas, żeby spać w tym samym pomieszczeniu (z reguły pakuje się pod sweter). Jednocześnie nie uznaje zakazów ani konieczności czekania. Jeśli przygotowuję jej mleko ze scanomune, to muszę sie zamknąć w łazience, bo włazi na spodek, a odganiana gryzie. Jeśli nie bawię się z nią, kiedy zażąda, to gryzie. Jeśli nie pozwalam jej wchodzić na stół albo do doniczki - gryzie. Dłonie mam w okrutnym stanie. Na pewno popełniliśmy jakieś błędy - pierwszy kociak, pierwsze tornado. Początkowo łapaliśmy za kark i mówiliśmy fu - natychmiast wracała na badyla/stół. Za entym razem wkurzona przerzucała się na nas i ze złością gryzła. TŻ w którymś momencie uznał, że pora na klapsa - jeden lekki klaps poskutkował, kiedy Sfinks masakrował to nieszczęsne palmiszcze, którego nie za bardzo możemy się pozbyć. Jednak kiedy Mała wpada w furię, klapsy ją tylko nakręcają. Poza tym nie znoszę kar cielesnych. Po paru dniach badyl nieelegancko wylądował na szafie, gdzie zmarnieje do reszty, a my się nauczyliśmy, gdzie nasze miejsce

- kiedy Mimbelot się złości i chce gryźć, nie ma sensu jej karcić, musimy odwrócić jej uwagę (najlepiej za pomocą kijka z piórkami). Kiedy chce się bawić - a nie za bardzo umie się bawić sama - przerywamy wykonywaną czynność w połowie i posłusznie machamy kijkiem/rzucamy piłeczką, dopóki ona nie stwierdzi, że już jej wystarczy. Obawiam sie, że Pan Kot taki cierpliwy nie będzie - a ona mu raczej nie odpuści, bo po prostu będzie chciała robić to, co on i/lub będzie chciała, żeby on robił to, co ona - i dojdzie do "łapoczynów".
Pracuję w domu, ale zwykle dość intensywnie, zwłaszcza pod koniec terminu zlecenia (już wiem, że marzec będzie koszmarny). TŻ znowu siedzi do 19-20 w pracy. Czasem nas obojga nie ma w domu przez pół dnia. W maju wyjeżdżamy na co najmniej tygodniowy urlop (raz czy lub dwa razy dziennie do kotów przyjdą rodzice). W kwietniu lub też w maju muszę wyjechać na tydzień porządkować strych domu rodzinnego przed jego sprzedażą - TŻ pewnie będzie wracać późno, bo znając życie, będzie mieć roboty po uszy, zwłaszcza tuż przed lub tuż po urlopie. Latem często wyskakujemy na 24 godziny na letnisko. W drugiej połowie roku najpewniej czeka nas wielka przeprowadzka. Nie ukrywam, że za drugim kotem stoją również powody pragmatyczne - mamy miejsce w sercu i w domu i w portfelu na drugiego zwierzaka - ale też chcemy, żeby Mim nie wyrosła na samolubną księżniczkę i miała kumpla do zabawy. (Dlatego też zależy nam na jak najszybszym dokoceniu się).
Wydaje mi się, że idealnym towarzyszem byłby dla niej
Ramzes, któremu chyba pomogłam znaleźć dom - wg relacji obecnej właścicielki równie ufny, towarzyski i chętny do zabawy oraz czułości młodziak, ale nie taki niecierpliwy złośnik.
Pan Kot dwukrotnie został nam przeznaczony przez dr Adę i uważamy, że jesteśmy mu winni dom. Skoro nie może znaleźć lepszego (a chyba najlepszy byłby dom, w którym byłby jedynym kotem), ma przynajmniej nasz. Ale naprawdę nie wiem, czy będzie w nim szczęśliwy
