Kurczę... No, i co? Wykrakałam
Nie jest dobrze. Codziennie pod okno mojej pracy przychodzą Koty...
Jest ich parę, z tym, że kilka z nich to raczej kotki wychodzące z bloczków czy też domów dookoła, bo były u nas zaledwie raz czy parę razy.
Jednak na pewno bezdomne są dwa lub trzy
Jeden, który prawie cały czas siedzi na parapecie okna (jest ono na wysokości ziemi), to wyjątkowej urody czarno-białe Kocisko z śnieżnobiałymi wąsami i ogromniastymi białymi brwiami. Ma wielkie, żółte oczyska i bacznie obserwuje każdy nasz ruch, jednak pogłaskać się nie da. Czasem uda mi się Go ledwie dotknąć. Jest duży i wygląda na dobrze odżywionego.
Z drugim jest gorzej... To jakby mniejsza kopia Białobrwiowego. Też czarno-biały, tyle, że dużo bardziej zabiedzony. Wystaje Mu języczek, więc może mieć braki w uzębieniu. Najgorsze jest to, że chodzi na trzech łapkach, a czwartą ma cały czas podkuloną (złamaną)? Ma strasznie smutne oczy i wyraz twarzy skrzywdzonego dziecka. Bardzo się boi i cały czas się trzęsie
Trzeci jest wielki Czarnuch, jednak On przychodzi najrzadziej i wygląda najzdrowiej.
Była jeszcze Puma - czarna i nieprzyzwoicie duża, z głową większą chyba niż moja, ale od pewnego czasu w ogóle nie przychodzi. Była bardzo oswojona, łasiła się do każdego człowieka - może więc nie była wcale bezdomna lub ktoś Ją już przygarnął?
Podejrzewam, że Koty te mają gdzieś miejscówę - dookoła jest dużo garaży, piwnic i zakamarków. Kiedy jednak próbowałam śledzić Białobrwiowego, to nie chciał nigdzie mnie zaprowadzić.
Zanim otwarliśmy naszą Restauracyjkę, którą mamy od niedawna, ktoś te Koty musiał chyba dokarmiać, skoro nie wyglądały na chodzące szkielety, nie wiem jednak, kto to mógł być.
Widzę, że w największej potrzebie są te dwa Czarno-białe. Serce pęka, kiedy siedzą na tym śniegu i marzną
Dokarmiam je, ale wiem, że to nie jest rozwiązanie na stałe, bo skoro zima już zaatakowała, to te Sierotki mogą jej po prostu nie przeżyć...
Nie wiem, co robić... Może mi coś doradzicie, cio?