Nie wiem, czy opowiedziana przeze mnie historia nie skończy się banem na forum z powodu znęcania się nad zwierzętami. A konkretnie jednym. Jedną znaczy. Naszą malutką Mruvinką.
Korzystając z naszego urlopu i z tego, że dzień był nad wyraz ładny wybrałyśmy się na wycieczkę. Wyjeżdżając ok 10 upchnęłyśmy Chlorynki do łazienki z miskami pełnymi pokarmu, Sopla do sypialni, żeby Mruf go nie lała a Pesto i Mruf zostawiłyśmy w dużym pokoju przymykając wcześniej okna, żeby gadziny nam nie zmarzły.
Konkretnie Uschi przymykała.
Kiedy wracałyśmy do domu ok 18 Uschi poszła jeszcze zrobić zakupy w sklepie osiedlowym a ja miałam zająć się gromadą głodnych kotów czekających u drzwi.
U drzwi czekała Pesto jeno.
Wydedukowałam, że Sopel zamknięty w sypialni pojawić się przy drzwiach nie mógł. Podobnie zamknięte w łazience Stasia i Władzio.
Czemuż jednak przy drzwiach nie ma Mruvaka, który zawsze jasnym i spokojnym wejrzeniem umilał mi powrót do domu.
Szukam wzrokiem Mruf i co widzę...
Na balkonie siedzi skulony mały, szary koteczek.
Okna i drzwi balkonowe zamknięte na głucho.
Wniosek: Mruvinek spędził tam cały dzień bez możliwości wejścia do domu.
Otworzyłam okno maleńkiej a ona natychmiast przybiegła z płaczem głuchym
Dostała na przeprosiny ulubioną saszetkę i teraz leży na ciepłym fotelu pod czujnym okiem pełnej wyrzutów sumienia Uschi.
W sumie zatem niepotrzebnie zamykałyśmy Sopla, mógł mieć chłopinia chwile cichej satysfakcji
