» Pon wrz 17, 2007 17:14
No. Za oknami już ciemno, sąsiad pali ognisko....wróciłam z pracy, nakarmiłam rodzinę. W piecu zapaliłam i bajokowo się zrobiło. no i wobec tego.....
Wszystkie koty Złociejowa
Kiedy poszukiwany Mariusz Szluger, zwany również profesorem wyjechał ze Złociejowa w więziennym kombinezonie w paski ( trzeba wspomnieć, że Bajannie uszycie takiego garnituru zajęło zaledwie parę godzin ) , w kajdankach i z kulą u nogi dzieci z kolonii mogły wreszcie spać spokojnie, zaś mieszkańcy miasteczka powrócili do zwykłego trybu życia – z parku znikła powołana naprędce milicja obywatelska , która w godzinach nocnych patrolowała obrzeża miasta uzbrojona we wszelkiego rodzaju przedmiotu mogące spowodować znaczny uszczerbek zdrowia, a burmistrz osobiście przypiął komendantowi odznaczenie mrugając porozumiewawczo w stronę cukierni, gdzie obaj panowie dopełnili sekretnych formalności...
Jedynie Dziadek Ramol i Dziadek Rupol nie zarzucili porannej gimnastyki w parku twierdząc, że w każdej chwili mogą okazać się potrzebni ze swymi umiejętnościami.
- Jeszcze tu wrócę – obiecał długowłosy wnuk Dziadka Ramola z ciężkim sercem powracając do myśli o wrześniowej sesji poprawkowej.
Zapiął pasek hełmu i stary silnik zdezelowany silnik zapiał budząc Pacynkę.
Pacynka przetarła oczy i wychyliła się z otwartego okna.
- Hej, hej – zawołała. – Jeśli chodzi o historię sztuki to bardzo chętnie cię przepytam !
Dziadek Ramol poklepał wnuka po ramieniu.
- Do zobaczenia – powiedział. – I pamiętaj, gdyby nadarzyła się okazja, chętnie kupię taki chlaptop...program szachowy przynajmniej nie przestawia figur na szachownicy.
A Dziadek Rupol , aby odwrócić od siebie uwagę , wykonał kilka przysiadów połączonych z wyrzutami ramion.
Filip i Weronika pomachali w ślad za kaszlącym i rzężącym motocyklem i zadzwonili do rzezbionych drzwi kamieniczki.
Po chwili w progu pojawiła się Pacynka w kolorowym szlafroku i z potarganymi włosami.
- Słuchaaaaaam ? – powiedziała ziewając zupełnie jak Miaulina.
Weronika wręczyła jej torebkę ziołowej herbaty o działaniu nasennym, którą ostatnio sporządziła Babcia Tekla według receptury znalezionej na strychu Kociamy.
- Podziękujcie Tekli – Pacynka otuliła się szlafrokiem i starannie zamknąwszy drzwi udała się do kuchni, zaparzyła filiżankę nasennej herbaty i wróciła do łóżka.
Zasypiając pomyślała, że mimo wszystko udało się jej zakończyć cykl ilustracji i, że dzięki znaczącej kwocie za jaką profesor Mariusz Szluger kupił od niej oryginał swej podobizny może pozwolić sobie na co najmniej tydzień błogiego nieróbstwa. Wydała z siebie pomruk zadowolenia i zapadła w sen...
Zaś Filip i Weronika postanowili odwiedzić Kociamę, która w dalszym ciągu utykała na nogę.
- Nic tu po nas – stwierdził Filip widząc jak gromada dzieci z kolonii uwija się po ogrodzie Kociamy.
Jedne obcinały zwiędłe kwiaty, inne zbierały do wiklinowego koszyka papierówki, a najmniejsze siedząc na drewnianych schodkach bawiły kocięta. Kociama i pani wychowawczyni siedziały na ganku pijąc kawę i śmiejąc się głośno.
- A tu zawsze było tak spokojnie...- powiedziała Kociama odstawiając na bok pustą filiżankę. – Tak, jakby świat omijał Złociejowo...
Pani wychowawczyni ogarnęła oczyma ogród, kolorowe kwiaty i cienie kotów przemykających wśród trawy.
- Nie wiem kto znalazł na mapie to miejsce – powiedziała – ale w żadnym innym nie czułam się tak dobrze.
- Tak, tak – przytaknęła Kociama i pomachała ręką Weronice i Filipowi.
Dzieci zatrzymały się przy bramce.
- Dokąd idziecie ? – zapytała Kociama zrzucając z pleców pręgowanego tłuściocha, który najwyrazniej doszedł do wniosku, że mimo panującego na dworze upału kręgosłup Kociamy potrzebuje okładu z kota.
- Byliśmy u Pa... u pani Kasi, zanieść herbatkę Babci Tekli.
Kociama poczuła jak lekki dreszcz przebiega jej wzdłuż kręgosłupa, co bynajmniej nie było wynikiem działania okładu z kota, ale...
- Jaką herbatkę ? – zapytała z trudem usiłując pozbyć się z głosu nutki przerażenia.
- Tą, której recepturę Babcia Tekla znalazła na pani strychu. – Odparła rezolutnie Weronika.
Kociama osunęła się na leżak.
- Ja...Jaki mamy dzisiaj dzień ? – zapytała gwałtownie blednąc na twarzy.
Filip spojrzał na wielofunkcyjny zegarek, jaki dostał od swojego wuja.
- Piątek, trzynastego – powiedział. – Ale ja bym nie wierzył w przesądy.
Kociama zerwała się z leżaka i podskakując na jednej nodze znikła w głębi domu.
- Halo ! Halo ! Halo ! – dobiegł z przedpokoju jej głos, potem jęk przerażenia i trzask odkładanej słuchawki.
Po czym Kociama, blada jak duch ukazała się w drzwiach ganku.
- Za pózno... jęknęła. – Za pózno...
straszliwy c.d nastąpi !!!

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!